Ten film tak silnie gra na emocjach, że pomimo braku akcji ogląda się go z szeroko otwartymi oczami i prawie z zapartym tchem, nie zauważając nawet kiedy mijają ponad dwie godziny tego spektaklu.
Reżyser prawie przenosi nas w XVII wiek: starszy pan w dobrym starym stylu prezentuje starszym Paniom w kapeluszach stare dzieła sztuki w piwnicy starego domu. Cały ten obraz oprawiony jest w piękną muzykę Morricone, która towarzyszy nam do końca.
Virgil Oldman w którego wcielił się Geoffrey Rush jest jak posąg który nagle za sprawą młodziutkiej Claire (Sylvia Hoeks) zrzuca pancerz i staje się na powrót człowiekiem, tylko po to żeby POCZUĆ.
Poczuć zaciekawienie, fascynację, ekscytację i na koniec również zażenowanie, ból i cierpienie.
Na szczególną uwagę zasługuje gra G. Rusha, muzyka i zdjęcia.
Najbardziej podobało mi się ujęcie (scena w restauracji na początku filmu) twarzy głównego bohatera na tle świecy na torcie urodzinowym, która rozdziela jego twarz na pół a płomień odbija się na czole.