Bardzo cenię Rusha. Obiecywałem sobie wiele po tym filmie. I co my tu mamy? Farbującego włosy estetę (niczym w "Śmierci w Wenecji"), robot z czasów renesansu (jak ten grający w szachy), miłość do kobiet na portretach (wiele razy wykorzystywany motyw, choć nie na taką skalę), naiwny i banalny wstrząs starszego pana na widok krocza dwudziestoparolatki (motyw znany od "Błękitnego anioła"), nieprawdopodobną fabułę (bo sprawdzenie, do kogo należy ta ruina, to kwestia paru minut, wypożyczenie antyków, które zainteresują konesera, to chyba nie takie proste dla kilkorga młodziaków). No i banał. Bo, o co tak naprawdę chodzi? Jakąż prawdę o człowieku albo sztuce niesie ten film? Nawet nie chce mi się tego formułować...
Wychodzisz czasem z domu? Powiem Ci w sekrecie, że realni ludzie też czasami farbują włosy i nie wydaje mi się żeby inspirowali się "Śmiercią w Wenecji". Tak samo z pozostałymi zarzutami. Sprawdzałeś kiedykolwiek do kogo należy dom dziewczyny/chłopaka? I musiałeś nieuważnie oglądać bo tam nie chodziło tylko o parę młodziaków. Dobrze, że nie podałeś przykładów jeszcze z 30 innych filmów, bo ktoś miał takie same rękawiczki jak Virgil.
Od kiedy film ma mieć obowiązkowo jakąś misję? Jakieś przesłanie? Morał? Czas wyrosnąć z lektur szkolnych dla ludzi bez własnego zdania i charakteru.