Kontrabanda

Contraband
2012
6,8 44 tys. ocen
6,8 10 1 44135
5,8 10 krytyków
Kontrabanda
powrót do forum filmu Kontrabanda

Film mało znanego islandzkiego reżysera Kormakura, zresztą odtwórcy głównej roli w filmie Reykjavik – Rotterdamm ( 2008), którego Kontrabanda jest remakem. Bardzo sprawnym, solidnym remakiem. Fabuła jest prosta, bez ambicji i zbyt zawiłych komplikacji. Niejaki Farraday ( Wahlberg), eks – przemytnik, musi wrócić do zawodu aby ratować skórę brata swojej żony ( Beckinsale), który zaplatał się w przemyt narkotyków pracując dla wytatuowanego menta ( bardzo dobry Ribisi) z dużym rewolwerem i niezbyt przyjaznymi kolesiami. Kiwając służby celne, bandziorów rodzimych i panamskich, fałszywego przyjaciela oraz wrogo nastawionego kapitana statku osiąga swój cel, czyli wszystko się dobrze kończy, co było do przewidzenia od pierwszej minuty filmu.
Film pokazuje co znaczy siła sprawnego scenariusza. Pomimo wątpliwego warsztatu reżysera z krainy lodu i ognia, film przypomina podróż niemieckim solidnym samochodem klasy średniej. Bez specjalnych emocji i zatykających dech wrażeń dowozi cie od punktu A do punktu B. Na zakrętach lekko piszczą opony, czujemy przyjemne przeciążenie, lekko wgniatające nas w fotel, ale wszystko jest pod kontrolą, silnik przyjaźnie mruczy, spalanie w normie a skrzynia biegów chodzi bez zarzutu. Film ma koniec, nie dlatego tylko, że za filmy bez końca reżyser nie dostaje pensji, ale dlatego, że scenarzysta koniec zaplanował i wykonał, czyli napisał. Tak jak kierowca planuje podróż, z finezją parkując na ostatek w garażu.
Taka jest właśnie Kontrabanda. Wahlberg, jak zresztą w większości swoich filmów, używa właściwie jednego wyrazu twarzy do wszystkich ujęć, ekspresyjnie od czasu do czasu marszcząc niezbyt mocno lewą brew, ale to wystarcza. Prawie wszyscy zresztą grają z islandzką manierą aktorską, jakby im potężny mróz ściął twarze i silnie ograniczył mimikę. Jedynie Kaleb Jones ( brat żony głównego bohatera), Ben Foster ( fałszywy przyjaciel) i jak zwykle bardzo dobry Giovanni Ribisi ruszają obliczem nie bojąc że odpadną im zamrożone wargi czy nosy. Filmowi to pomaga, tak jak bardzo dobre zdjęcia i miejscami interesująca muzyka.
Widziałem setki takich filmów przed i zobaczę setki po tym jak wybrałem się do kina na Kontrabandę. Sprawnych, nienudnych, do końca trzymających w bezpiecznym napięciu kilku woltów, na tyle bliskich logiki, aby nie obrażać mojej inteligencji i na tyle nieprawdopodobnych aby wzbudzić umiarkowane zainteresowanie. Jeżeli nie macie nic innego do roboty na wieczór, a chcecie z zainteresowaniem pogapić się na ekran – zapraszam do kina. Nie zaśniecie. Nie ma na to czasu.