Obejrzałem. Gdyby nie Morgan Freeman, byłby to totalny niewypał. Nielogiczne jest to, że nauczyciel WF-u pokonuje w walce byłych komandosów. Nie rozumiem też dlaczego tamtemu tak zależało, by oddać Cardena w ręce policji. Jak zwykle "dobry charakter" (Ray) pokonuje tych "złych" (kumple Cardena). Trochę nudny. Po za tym reszta aktorów zagrała beznadziejnie. I jeszcze jedno: kiedy ten murzyn zakradał się do schroniska, reszta komandosów stała 50 m dalej i nie wiem na co czekała, zamiast skradać się za nim. A Ray potrzebował godziny na decyzję: oddanie im bandyty, czy ich życie.
Jest taka scena, kiedy postać grana przez Morgana Freemana pyta Raya, czy jest policjantem, a on na to, że kiedyś był, a ten mały dopowiada, że tata teraz uczy WF-u. Czyli pewnie był wyszkolony, do tego miał dobrą kondycję, no i jako były policjant czuł obowiązek "stania na straży sprawiedliwości" ;)