Czasem jest tak, że jakiś film dobrze się ogląda, ale przychodzi taki moment, który subiektywnie wydaje się taką głupotą, że obniża radość i chęć z dalszego oglądania. Tutaj takim momentem było to, jak protagoniści chcieli ukryć tożsamość Kościuszki przed głównym złym, Duninem. I najgorsze, że się im to prawie udało. Dunin w pierwszych scenach jest kreowany na kogoś inteligentnego, kto skrupulatnie, wnikliwie i za wszelką cenę chce dopaść Kościuszkę. Natomiast w dworku pułkownikowej daje się poznać jako osoba mało kojarząca fakty. Przez chwilę myślałem, że to jakaś gra z jego strony i od początku się domyślił, że to Kościuszko i jego adiutant. Ale kiedy wreszcie wyciągnął list gończy i zaczął się przyglądać tytułowemu bohaterowi oraz przeczytał grawer na pistolecie, już nie miałem wątpliwości, że wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Potem zamiast chcieć go porwać (generała szykującego powstanie) zapragnął po prostu do niego strzelić. Gdyby Dunin był kreowany od początku na porywczego głupca, to jeszcze miałoby sens. Trochę szkoda.