*** ZAWIERA SPOILERY ***
Slashery dałoby się robić naprawdę nieźle, jeśli tylko twórców co i rusz nie brała ambicja na zrobienie "czegoś więcej". Mimo, że wiadomo iż chodzi tylko o ilość trupów które padną od ciosów, zawsze ktoś próbuje nas straszyć rękami uderzającymi nagle w szybę, albo wciskać w historię psujące całość wątki dramatyczne.
Druga część Freddy'ego bije chyba w tej kwestii kilka rekordów. Mamy wątek "nowego" w szkole, z serią smutków z tego wynikających. Mamy wątek problemów w domu, ojca podejrzewającego o narkotyki i mamusi-psychiatry. Mamy motyw Tajemnicy Z Przeszłości, w fatalny sposób odkrywanej. Mamy w końcu wielką miłość, zwyciążającą równie wielkie zło. Rezultat? Jedyne co wyszło, to niejasno rozmyta granica między snem a jawą. Cała reszta zaś zakrawa na niecelną kpinę.
Scena rzezi na basenie, romantyczne wyznanie wyrywające chłopaka z łap potwora czy wybijająca się z oparcia fotela rękawica na długo pozostaną w mojej pamięci jako przykład tego, jak filmów robić nie można. O ile pierwszą część mimo wszystkich uwag mogę dalej dażyć sporym sentymentem, o tyle dwójka kompromituje się na całej linii.