Reżyser zwerbował chyba wszystkich dostępnych aktorów, z którymi chciał pracować, ale dla których zdaje się nie starczyło nawet dobrze napisanych epizodów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia z rodzajem fuchy do podreperowania budżetów domowych. Wrażenie kakofonii dopełnia nadmiar poruszonych tematów, od szybko zachodzących zmian społecznych w powoli upadającym PRLu, piętnowaniu wypaczeń ustroju, patologii postaw ludzkich, przez nieumiejętnie przemycane aluzje do powstania warszawskiego i czasów II RP. I ta nie przekonująca pointa, jakoby tytułowe dranie to młode pokolenie, które jest pozbawione skrupułów, tak jakby wystarczyło je mieć by dało się usprawiedliwić nawet ohydne postawy i zachować pozór przyzwoitości by móc myśleć o sobie i swoim świecie jako świecie wartości.