"Kowboje i obcy" będą chyba największą finansową porażką ze wszystkich tegorocznych filmów typowo rozrywkowych.
To ciekawe, bo obraz ten posiada wszystko, co wymagane jest, by stać się letnim hitem i zawojować box-office. Są tu i
znane i lubiane nazwiska w obsadzie, jest i reżyser, który ma na koncie przynajmniej jeden bardzo dobry film rozrywkowy,
a jego inne produkcje zarobiły swego czasu sporo w zagranicznych kasach kin. Ma również scenarzystów, którzy napisali
w przeszłości kilka wakacyjnych hitów i wiedzą już bardziej niż mniej, jak przygotować tego typu kino. Co więcej historia
nie jest tu wymyślana od początku, bo ma oparcie w komiksie, czyli już raz sprawdzonej i przemyślanej opowieści, co
jest pewnego rodzaju ułatwieniem. Być może problemem okazał się być więc sam pomysł na tą produkcję. Zbyt
odważny, za bardzo dziwaczny, na pierwszy rzut oka wręcz idiotyczny. No bo komu przyszłoby do głowy by wrzucić
kosmitów w świat Dzikiego Zachodu? Toż to istne wariactwo. Szkoda, że więcej osób nie uwierzyło w ten zakręcony
pomysł i nie wybrało się do kin, bo obraz Favreau to fajne, sprawnie nakręcone kino, które co prawda nie zostaje na
długo w pamięci, ale które ogląda się całkiem przyjemnie.
Całość zaczyna się od niewielkiej zagadki, kim jest nieznajomy, którego poznajemy w pierwszej scenie, gdy budzi się
leżąc pośrodku przysłowiowego nigdzie, ranny, z dziwnym urządzeniem przymocowanym do lewej ręki. Na kilka pytań
takich jak: skąd się ono wzięło, kim jest kobieta uwieczniona na zdjęciu, które leży przy mężczyźnie i jeszcze kilka innych,
nie trudno jest jednak znaleźć odpowiedzi. Z resztą twórcy sami dość szybko odkrywają przed nami kolejne tajemnice,
jakby zdając sobie sprawę z tego, że nie są to zagadki nie do odgadnięcia i trzymanie ich dla siebie na dłuższą metę nie
ma sensu, bo i tak sami się ich szybko domyślimy. Twórcom od początku bardzo dobrze udaje się budować klimat
tajemnicy, niewiadomej, pewnego zagrożenia, które jak się wkrótce okaże (dosłownie) wisi w powietrzu. Nie wiadomo
kto jest kim, czy spotkane osoby będą wrogami czy sojusznikami, jakie mają intencje. W budowaniu tej świetnej
atmosfery bardzo pomagają muzyka (całkiem dobry soundtrack Harry Gregsona-Williamsa z ładnie brzmiącym
motywem przewodnim) oraz zdjęcia (mistrz Matthew Libatique znów nie zawiódł). Niestety z biegiem czasu ten gęsty
klimat zaczyna się za bardzo rozmywać i całość staje się coraz bardziej lekka.
Ponadto bywają w tej produkcji chwile gdy zaczyna się trochę za bardzo ciągnąć i niebezpiecznie zwalniać. Niektóre
sceny trwają zdecydowanie za długo, niektóre rozmowy można by sobie darować, bo nie zawsze wiele wnoszą, a zbyt
mocno spowalniają całą historię. Także finałowa potyczka między kowbojami a obcymi rozciągnięta jest na kilka
niekończących się walk, które trwają i trwają i nie wiedzą kiedy się skończyć, bo teoretycznie nie mają już nic nowego do
pokazania, a jednak wciąż się dzieją. Chwilami, szczególnie w wolniejszych momentach rozmów między bohaterami,
ma się dziwne wrażenie, że film ten jest trochę jakby zbiorem scen na pewien temat, które jako oddzielne elementy radzą
sobie dobrze, ale nie za bardzo potrafią połączyć się ze sobą, gładko wynikać jedne z drugich. Pytanie ile w tym winy
scenarzystów, skryptu, który wspólnymi siłami napisali, a ile komiksu. Być może tam już istniał taki problem i
automatycznie został odziedziczony przez film. Sporym plusem jest za to to, że twórcy nie bombardują nas na siłę
efektami specjalnymi, a szybszych scen też nie ma tu zbyt wiele, co razem zamieniłoby ten film w jeden wielki, nieskładny
teledysk. Oszczędzono nam również zbędnego, wymuszonego humoru, na którym najczęściej w przeszłości wykładali
się ci scenarzyści. Przez to, całość utrzymana jest w dość poważnym tonie. Co istotne, pomimo spoważnienia, historia
nie stała się drętwa czy niezamierzenie zabawna. Nie kieruje się też samoistnie na tory pastiszu czy parodii samej
siebie.
Całkiem nieźle prezentują się w tej produkcji aktorzy. Daniel Craig świetnie wygląda w stroju kowboja i dobrze wypada w
roli człowieka nie pamiętającego skąd jest, kim był i jak się nazywa. Równie dobrze prezentuje się Harrison 'Indiana'
Ford, czyli tutaj pułkownik Dolarhyde, który utrzymuje całe miasteczko, po części nim też trochę rządząc. To jak obaj
dobrze wypadają w swoich rolach, widać świetnie w scenie, gdy przy pierwszym spotkaniu mierzą się wzrokiem.
Pozostałych bohaterów jest tutaj o dziwo całkiem sporo i każdy ma jakąś rolę do odegrania. Mamy bowiem i szeryfa
miasteczka i jego kilkuletniego wnuka. Jest także rozwydrzony i zarozumiały syn pułkownika (znany z "Aż poleje się krew"
Paul Dano), który pozwala sobie na stanowczo za wiele myśląc, ze posiada mocne plecy, oraz Indianin mający dobry
kontakt z pułkownikiem. Jest również tajemnicza kobieta (niestety najsłabsza z całej obsady Olivia Wilde), która okaże
się być kimś innym niż początkowo można by sądzić, a także pastor, który po drodze wygłosi kilka ważnych słów, niezbyt
odważny i niezaprawiony w bojach barman (Sam Rockwell) oraz jego żona. Ponadto spora liczba oprychów i
bandziorów, których na swojej drodze spotkają bohaterowie. Co ciekawe nie są to postacie tak płaskie, jak to zwykle
bywa w niektórych blockbusterach. Szczególnie pod tym względem zaskakujący jest pułkownik, który początkowo wydaje
się być prawie, że czarnym charakterem, a z czasem, gdy poznajemy go bliżej, ukazuje trochę inne oblicze.
Zaskakujące w tej produkcji jest również to, że samych obcych nie ma tu zbyt wiele, choć zwiastuny sugerowały coś
zupełnie innego. Raz pojawiają się w nocy, w scenie, która przedstawiona została w trailerach, a następnie dopiero pod
sam koniec, gdy dochodzi do pojedynku. "Kowboje i obcy" są jak się bowiem okazuje przede wszystkim westernem, w
którym obcy są jedynie pewnym dodatkiem, pewną ciekawostką, co by rozruszać trochę ten zapomniany świat. Twórcy
przedstawiają nam więc i szeryfa, który panuje nad bezpieczeństwem miasta oraz jego mieszkańców, i nieznajomego,
który przywędrowuje nie wiadomo skąd i sporo dobrego dla nich uczyni. Ponadto mamy tu też zapijaczonych
mieszkańców, złego bogacza, bijatykę w saloonie, Indian broniących swojego terytorium, bandziorów
przeprowadzających napady, i inne typowe dla westernów elementy. Całość została tylko trochę unowocześniona, a
największym odstępstwem od reguł jest obecność stworzeń z innej planety. Poza tym nowością jest to, że na wyprawę
do obozu obcych wybierają się nie tylko mężczyźni, ale także dzieciak, kobieta, (a nawet pies), a w finałowej bitwie
kowboje walczą ramię w ramię z Indianami, by ochronić swoje ziemie. A wszystko to, z tęsknoty za klasycznymi
historiami, za dzikimi opowieściami, które kiedyś świeciły tryumfy w kinach, a dziś znów próbują wrócić na wielki ekran, w
tak zmodyfikowanej formie.
7/10
jak na milczacego - to niezly slowotok. Ale sie zgadzam z powyzszym, Mysle ze tytul odstraszyl wielu - wystarczy przeczytac niektore komentarze. ( choc dla mnie to dziwne - byli kosmici w latach 60-tych to czemu nie na dzikim zachodzie?)
Zgadzam się - warto. Elementy westernu zostały nienaruszone. Obcy to powiedzmy banda dobrze uzbrojonych i licznych bandytów. Ja zwróciłem uwagę na klasyczne elementy westernu. Obcy to taki dodatek, któy miał na celu zjednoczyć indian, szeryfa, pułkownika, bandytów (chociaż ci ostatni jacyś tacy mało źli :)
Na film na pewno pójdę mimo że opinie wielu internautów nie są zachęcające.
Ludzie! Film sami zobaczycie i sami ocenicie.
Nie możecie na niego nie iść tylko dlatego że komuś się nie podobał.
Może spodoba się wam i to jest najważniejsze.
Z pewnością napisze coś więcej gdy oglądnę.
Pozdrawiam wszystkich niezrażonych opiniami innych ludzi!
Idź idź. Mnie się ten film spodobał bo wywołał u mnie emocje - trochę strachu jak u Scotta i Camerona (Obcy), trochę nostalgii (klasyczne elementy weternu). Ogląda się dobrze. Czekamy na wrażenia :)
Świetny film, polecam. No i jeszcze ma zaletę o której chyba nikt nie wspomniał, film nie jest robiony w męczącej oczy i nadwyrężającej kieszeń technice 3d, Co za ulga dla wzroku!
Rzeczywiście, 3D jest dla mnie bardzo męczące i niektóre filmy zobaczętylko na dvd. Mam mdłości i bóle głowy po kinowym 3 d (jedyny i ostatni raz w 3 d widziałem film sf z niebieskimi dużymi kosmiatmi i złymi ludźmi ekspolatującymi ich planetę- zapomniałem tytułu ;) ). Chwała że są jeszcze filmy nie w 3D (a w każdym razie w tej technologii).
Film niezły,ale przebojem kasowym na pewno nie będzie.Może ze względu na tytuł? :)W ogóle siedząc w kinie nabrałem ochoty na wysokobudżetowy , klasyczny western.Fajnie,że film nie jest trzyde.Ponadto spodobał mi się temat muzyczny przygrywający podczas projekcji.Moim zdaniem warto obejrzeć,dobre kino rozrywkowe.Dodatkowo fani pewnego serialu, ucieszą się na widok prawie nagiej trzynastki.