"Król Artur" to modelowy przykład co się dzieje, gdy Bruckheimera kino - bądź co bądź - poważne. Midas wśród producentów najlepiej się sprawdza, gdy tworzy komercyjne blockbustery w stylu "Bad Boys" czy "Piraci z Karaibów". Kiedy zaś chce stworzyć coś bardziej ambitnego, to wychodzi coś takiego jak "Król Artur".
Od strony fabularnej to jest prawdziwa masakra. Nic tutaj nie ma sensu, a wszystko jest takie schematyczne. Najgorsze jednak to, że urealniony Artur wiele traci ze swojego ogólnego wizerunku. I naprawdę dziwnie mi się to oglądało, poczułem się taki... oszukany? To chyba najlepsze słowo.
Sceny pełne patosu i podniosłości to już standard w tej branży i nawet zdążyłem się do tego już przyzwyczaić. Ale tych kiczowatych dialogów to za nic nie mogę zrozumieć. Wątek miłosny między Arturem a Ginewrą to też porażka na całej linii. Kompletnie nie widać uczucia między bohaterami. No właśnie bohaterzy... Jeśli z całej obsady najlepiej wypada demoniczny Cedric i prostacki wojownik, okazujący się kochającym ojcem Bors to jest coś nie w porządku. Główny bohater jest kompletnie bez charyzmy, bez werwy, bez iskry; jest bezpłciowy. Tak samo Lancelot, który dostał bardzo mało do zagrania.
Podsumowując "Król Artur" to artystyczna porażka. I schematyczna na dodatek. Wszystko to już gdzieś było: „Gladiator”, „Braveheart”… Tyle tylko że tutaj nie było tego rozmachu i tego genialnego widowiska. To po prostu kolejna średnia historyczna/kostiumowa opowieść. I jak w przypadku tego typu produkcji najlepiej wypadają sceny batalistyczne. Walka nad zmrożony jeziorem - choć śmiesznie nielogiczna - to wygląda wspaniale! Finalny pojedynek nieco zawodzi, ale ładne zdjęcia tuszują nieco ten efekt. Jedyne co czasem przeszkadza to chaotyczny montaż, przez co wiele razy nie wiadomo kto się z kim akurat naparza. Muzyka Hansa Zimmera świetna, choć sam Hans chyba za bardzo zapatrzył się w „Gladiatora”, bo motywy w większości były niemal identyczne.
A ocena? 6 to myślę, że najbardziej sprawiedliwa ocena. Bo w sumie to przecież film o honoru, oddaniu i walki o wolność - a ten wątek akurat wypada tutaj nieźle.
Jeżeli ktoś na prawdę nie ma co robić ze swoim życiem i chce zmarnować z niego dokładnie 120 cennych minut to wtedy gorąco mogę polecić ten film. Nie można powiedzieć, że film jest totalnym nieporozumieniem, bo byłoby to nieprawdą. Piękne widoki i muzyka Hansa Zimmermana robi swoje ale czy poza tym ten film ma coś więcej do zaoferowania?
Niestety nie... Muszę się zgodzić z moim przedmówcą w wielu kwestiach. Dialogi i gra aktorska są największą porażką tego filmu. A zapowiadało się na prawdę nieźle - zupełnie inne ujęcie historii o Królu Arturze. Inne jak się okazało nie koniecznie lepsze, a wyszło jeszcze gorzej. Podniosłe sceny pełne patosu, tragiczne dialogi na przemian budziły albo moją wesołość albo odruchy wymiotne. Odtwórcę głównej roli grającego dwoma minami bardziej widziałbym w roli blaszanego drwala w Czarnoksiężniku z krainy Oz, bo jako tytułowy Król Artur kompletnie nie podołał roli. O wątku miłosnym nie wspomnę bo nie ma o czym - tak na prawdę go nie było. Pomimo, że biedna Keira Knightley dwoiła się i troiła to między bohaterami nie zaiskrzyło (bynajmniej nie z jej winy). Dlaczego się w nim zakochała i dlaczego go poślubiła pozostanie nierozwiązaną zagadką. Prawdopodobnie tak wypadało:)
Co do kilku sytuacji, w których przeciwnik (Sasowie) w idiotyczny i trudny do zrozumienia sposób tracił swoją przewagę to pominę je milczeniem. Takie uroki kina rozrywkowego na mocno średnim poziomie. Chociaż nadal zastanawiam się co też się stało z tymi wszystkimi budynkami będącymi częścią warowni w ostatniej bitwie, a także częścią muru od strony wzgórz, z którego atakowali potem Brytowie. Wyparowały? A może magiczna teleportacja? W końcu Merlin był czarodziejem:) (tak wiem czepiam się, chociaż może nieuważnie oglądałem). Poza tym sceny walki stoją na dobrym poziomie i wizualnie nie można im nic zarzucić.
Podsumowując, spodziewałem się dużo więcej po tym filmie i dość oryginalnym ujęciu tematu. Ogólnie nie polecam, chyba że ktoś jest miłośnikiem gatunku lub faktycznie nie ma totalnie nic ciekawego do zrobienia. 4/10 czyli zgodnie z oceną Filmwebu - ujdzie.
Patos był, Clive Owen nie za bardzo pasuje do tej roli jest taki 'nijaki', historia prosta, przewidywalna i trochę naiwna. Jednak lubię ten film za niezłą akcję, sceny walk, zdjęcia i w sumie prosty wątek honoru oddania. To taki przeciętny film przygodowy który mimo niedociągnięć po prostu przypadł mi do gustu.
Moja ocena: 4\10