Po katastrofalnej "Troi" ten film zrobił na mnie naprawdę świetne wrażenie! Nie podobało mi się jedynie to pseudo-uhistorycznienie postaci, tzn. zrobienie z Rycerzy Okrągłego Stołu ni mnie ni więcej tylko... Sarmatów (nasi górą!!!), a z Artura Rzymianina (Arturiusa Castusa, jeśli się nie mylę). Ale poza tym sceny bitewne, subtelny, wręcz mało amerykański wątek miłosny, duch rycerskiej walki na miecze - to są z pewnością atuty tego filmu. Mnie osobiście przeszkadzał też trochę wygląd Lancelota, który nachalnie wręcz przypominał mi Nazira z serialu o Robin Hoodzie (tego telewizyjnego, z Micheal'em Praed'em w roli głównej)... Ale może się czepiam. Ogólnie zgadzam się z wcześniejszymi komentarzami: wreszcie fajny film, na który z przyjemnością można popatrzeć! Choć bez wpadania w przesane uwielbienie... Kultowym ten film dla mnie nie będzie.
Jeżeli przypadkiem :] żył kiedyś człowiek, o którym powstała ta legenda, to z dużym prawdopodobieństwem był właśnie rzymskim potomkiem, a jego kawalerią mogli być Sarmaci.
Z punktu widzenia tamtych czasów to jest ok. Może twórcy chcieli przedstawić w ten sposob kawałek historii? Trudno się o to czepiać…