"Król Artur" nieodparcie przywodzi na myśl wrażenia po obejrzeniu innej wysokobudżetowej produkcji, która aspirowała do miana przeboju sensu stricto, lecz takim nie została - mianowicie "Trzynastego wojownika". I owszem, w obu wypadkach mieliśmy trochę fajerwerków, przepyszną scenografię, ładne zdjęcia i muzykę ale zabrakło tej przysłowiowej kropki nad "i". Wymagało się po nich znacznie więcej, przede wszystkim w odniesieniu do scen batalistycznych. "Król Artur" wcale nie powala na kolana rozmachem a i odrobina zdroworozsądkowej poprawności by nie zaszkodziła. Analogii między dwoma filmami jest całe multum więc szkoda strzępić na to klawiaturę. Jednym słowem - schematyczność razi w "Królu Arturze". Jest to średniej jakości towar opakowany zręcznym okiem Idziaka. Od najlepszego dramatu historycznego jakim bez dwóch zdań pozostaje "Braveheart" filmik Fuqua dzielą lata świetlne!!