Zdjęcia i efekty może i dobre, ale moim zdaniem poza ładym opakowaniem nie ma w tym filmie nic dobrego. Zawartosc merytoryczna leży i kwiczy. Do bólu przewidywalny, nieoryginalny, "amerykański" i kiczowaty. Aktorsko też kiepsko. Nie będę wskazywać placem. No ale chyba nawet w zamierzeniu nie miało to być nic ambitnego, więc czemu się tu dziwić ;)
hmmm... ostro xP mi sie w miare podobalo... tylko rezyser moglby ciekawiej opisac watek Ginewry i Artura.. no i ogolnie barwniej przedstawic sama Ginewre x)
do bólu przewidywalny mówisz? no cóż pewnie po tylu prawidłowo przedstawionych filmach o tematyce króla Artura i jego rycerzach naturalne było że nie będzie trójkąta Artur-Gwen-Lanc,przy czym ten ostatni zginie nie zostawiając potomka który odnajdzie grala,
ale masz racje,każdy mógł to przewidzieć :P
Mnie jakoś akcja nie porwała..... cóż...... powiem tylko, że spodziewałam sie czegoś lepszego :/ 7/10 i nie więcej. A to 7 to i tak w dużej mierze za muzykę Zimmera, która jak zwykle była świetna.
Fakt, muzyka była wspaniała. Zimmer nigdy nie zawodzi ;-) A jeszcze odnośnie do tej przewidywalności...miałam na myśli pewne sceny : np tuż przed decydującą bitwą z góry wiadomo było, że rycerze Artura jednak zawrócą i pomogą mu walczyć, że częśc z nich zginie, Artur przeżyje i hajtnie się z Ginewrą. To bardzo schematyczne. Tak więc generalnie zakończenie było bardzo przewidywalne :P No i za dużo patosu..no ale to tylko moja skromna opinia. Pozdrawiam! :-)
Mierka,nic więcej- a zwłaszcza dla tego,że mogli zrobić naprawdę ciekawy film,mieli fundusze,aktorów i reżysera na poziomie i skopali.To najgorsza ekranizacja losów Artura jaką widziałam daje 4/10 w skali mierzonej względem np."Gladiatora"
Zgadzam się, że wewnątrz ładnego opakowania jest tylko pustka. Ewidentnie twórcy byli nastawieni na szybki zysk i to był ich błąd. Cała historia to jeden wielki mix różnych pomysłów z innych filmów z dodatkiem idiotycznych i wymuszonych scen, jak np. głęboka wiara Artura i modlenie się o łaski dla jego rycerzy; żarliwa przemowa do nich przed końcową bitwą wyjęta z "Bravehearta", ale tu pasująca jak encyklopedia kobyle; ślub na końcu w stylu "Księcia Złodzieii", tutaj zupełnie niepotrzebny...
Poza tym widać, że najpierw przeznaczono kasę na efekty i muzykę a za to co zostało wynajęto aktorów. Najciekawsze jest to, że najgorzej zagrali Ci pierwszoplanowi z drętwym Lancelotem na czele. Tylko dzięki dwóm ludziom - Idziakowi i Zimmerowi, film przykuwa uwagę, bo zdjęcia sa bajeczne a muzyka kapitalna. Szkoda, że przynajmniej scenarzysta nie był na ich poziomie.