Zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy chodzi o Króla Lwa nie potrafię być obiektywna, ale jak
dla mnie to pierwsza część MIAŻDŻY drugą. Druga część to dla mnie bajka jak wiele innych.
"Jedynka" miała duszę, której zabrakło w "dwójce". Na pierwszej części płaczę zawsze, na
drugiej nie miałam nawet chwili refleksji... ot taka bajeczka z morałem. W pierwszej części
muzyka, historia i postaci są nieporównywalnie lepsze niż w drugiej. Przyznam, że w czasie
drugiej czasami byłam nawet lekko zażenowana... choćby piosenką "Upendi", która do pięt
nie dorasta pieśni o miłości z pierwszej części.