Historyczna opowieść osadzona w średniowiecznej Łotwie, która próbuje połączyć kino przygodowe z elementami legend i politycznych intryg. Historia koncentruje się na młodym wodzu Namejsie, który obejmuje władzę po śmierci swojego poprzednika i musi zmierzyć się z zagrożeniem ze strony krzyżowców. W teorii mamy więc solidny grunt pod epicki dramat, w praktyce jednak film balansuje między widowiskowością a amatorszczyzną.
Scenografia i kostiumy potrafią zachwycić czuć w nich pewną autentyczność i dbałość o detale. Kilka scen plenerowych wygląda wręcz malarsko. Niestety, efekty specjalne i choreografia walk często zdradzają ograniczony budżet. Widać, że twórcy mieli ambicję stworzyć lokalną odpowiedź na hollywoodzkie kino historyczne, ale zabrakło im środków, aby w pełni to zrealizować.
Fabuła, choć oparta na legendzie, rozwija się w przewidywalny sposób, a dialogi bywają drętwe. Obsada jest nierówna, niektórzy aktorzy wypadają bardzo naturalnie, inni jakby recytowali tekst na próbie generalnej. Tempo filmu także kuleje – są momenty, w których akcja przyspiesza i wciąga, ale zaraz potem następują długie przestoje.
Nie jest źle, ale też nie jest tak, że będę go komukolwiek polecał. Może jeśli ktoś lubi klimaty dawnych legend i nie przeszkadza mu, że efekty są trochę „telewizyjne”, to znajdzie tu coś dla siebie. Ja raczej zapomnę o nim za tydzień.