Jeden z najsłabszych filmów, jaki miałam nieprzyjemność zobaczyć w swoim życiu. Rozumiem różnice kulturowe, ale nawet to nie tłumaczy beznadziejnego scenariusza, w którym tak naprawdę nie dzieje się nic. Wszelkie zdarzenia są strasznie naciągane (choćby wycięcie przerębla tylko po to, aby popatrzeć się w wodę, bo tatuś zapomniał wędki - a tak naprawdę przerębel powstał, aby główny bohater próbował się w nim utopić). I tu dochodzimy do jedynego momentu napięcia w tym filmie - nadzieja, że główny bohater w końcu popełni samobójstwo! Jednak wszyscy zgromadzeni widzowie w sali kinowej wychodzą zawiedzeni - niestety prowincjonalny król ping ponga nawet tego nie potrafi zrobić. Dialogi słabsze niż w Annie Marii Wesołowskiej lub W11. Warto wspomnieć również o muzyce - ni w gruszkę ni w pietruszkę ma się do fabuły. Akcenty muzyczne wskazują co najmniej na kryminał w stylu Hitchcocka. A tu oszukaństwo - żadna scena nie ma swojego rozwiązania, nie prowadzi do następnej.
Najlepszym wyrazem mojej opinii jest scena, kiedy główny bohater "podróżuje" ze strzelbą - biegnie po śnieżnych zaspach i chowa się w nich jak w okopach. Czemu to miało służyć? Chyba uwydatnieniu niemocy reżysera.
Podsumowując - żenująco słaby film. A tytuł to jedynie chwyt marketingowy.
Zgadzam się z Tobą w stu procentach! Film beznadziejny, totalne marnotrawstwo pieniędzy.
Cieszy mnie, że niezależnie od szerokości geograficznej (pomorze-mazowsze) mamy podobne odczucia odnośnie filmu ;)