Gdyby film opowiadał o pojedynku króla Baldwina (fenomenalny EDWARD NORTON !) z Saladynem, mogłoby powstać arcydzieło.
Niestety głównymi bohaterami są kowal i księżniczka. Film zasadza się na melodramcie, związku tych dwojga osób, i choć oboje grają ładnie, to chemii między nimi nie ma. I nawet jeśli by była, to jest to po prostu wątek nie tego kalibru, co wątek rywalizacji o ziemię świętą między dwoma władcami. Wszystkie zakulisowe rozgrywki polityczne są w tym filmie wspaniałe. Frapujące, nieprzwidywalne. Gdybyż Scott uczynił z nich serce filmu, mógłby powstać film na miarę "Gladiatora". Film zaangażowany, uczciwy i mądry. I choćobraz, który zzrobił w dużej mierze jest taki, to jednak przede wszystkim jest melodramatem. A szkoda.
EDWARD NORTON jest w tym filmie gigantyczny!
I cóż z tego! Wspaniały jest u Scotta, bez żadnego wątpienia najlepsza rola w całym filmie. Ale czy potrafisz odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Norton nie gra u takich reżyserów jak np. Mendes, Scorsese, Paul Thomas Anderson? Jest to wielka zagadka współczesnego Hollywood. Dlaczego aktor o wielkim talencie marnuje się?
albo w horrorze u Zwiaginceva chociaż;)
Lata lecą a Norton cały czas się marnuje, przykra sprawa. Na dniach sprawdze "Stone" zagrał tam z De Niro, kiedyś to by elektryzowało, dziś niestety tylko ciekawi i też coraz mniejszą liczbę kinomanów.
Ja też oceniłem film na 6/7 gdy go obejrzałem. Jednakże po Wersji Reżyserskiej śmiało daję 8.
moze wlasnie taki mial byc, mi sie film podobal. fajnie zrobiony, milo sie oglada.