Takie kobiety były od zawsze. Opisywane już w Starym Testamencie, były, są i będą. Wiele znamy z kart historii. Wciskanie tej historii w ramy kina feministycznego czy tez antyfeministycznego jak dla mnie jest błędne i ma tylko podwyższyć rangę tego „dzieła. Nadać mu ważności, znaczenia, medialnego echa.. A przecież feminizm to cos innego niż romans z młodszym mężczyzną.
Również porównywanie do odwrotnego #meetoo jak dla mnie jest bezzasadne. Tu mieliśmy romans, stricte romans, jakie bywają różnych konfiguracjach wiekowych i płciowych. Bez zmuszania, wywierania nacisku, szantażu. To był już mężczyzna świadomy tego, co i z kim robi. Z tym, ze bardzo wrażliwy. Ale co ma do tego wiek? Wszak niejeden osobnik płci męskiej porzucony przez kobietę młodszą, starsza, równolatkę popełnił samobójstwo. Tak tez i bywa odwrotnie.
Osobiście nie widzę w tym obrazie nic jakoś specjalnie wstrząsającego. Ot romans kobiety z młodszym mężczyzną. Ile takich było… Przechodziły bez większego echa. Tutaj wystarczył „podpis” antyfeminizm, czy też feminizm, gubie się już w tym i się mówi. Dodajmy jeszcze stojący penis ( nie tylko ) i mówi się już głośno i dużo
Tak, sceny erotyczne były mocne.. Dotąd myślałam, że takie sceny przypisane są innemu gatunkowi. Ale jak widać kino ewoluuje. Ale czy w dobrą, w tym przypadku stronę? Co te sceny miały dać? Jakie wartości wydobyć z tej historii? I czy bez tych scen film straciłby by na sensie, przekazie etc.?
Tak sobie myśle, czy właśnie to nie był reżyserski zabieg, bo tym filmie mówiono i by poszerzyć target odbiorców. I tak sobie myślę, dlaczego „stare kino” się bez takich scen obywało a mimo tego obrazy przeszły do historii kinematografii.
O tym dziele za rok, dwa, trzy przestanie się mówić. Pójdzie w niepamięć. "Casablanka", "Przeminęło z wiatrem" i setki innych zawsze będą „żywe”. Zawsze będą klasyką, niezapomniane.