Lekka satyra podana w romantycznym sosie. Film da sie ogladac, choc przewidywalny oczywiscie jest (z racji gatunku).
jedna z nielicznych komedii romantycznych, którą dałam radę obejrzeć do końca, także chyba nie jest taka zła ;)
Serio? Właśnie przeleciała czterdziesta minuta i zastanawiam się, czy nie przełączyć na coś innego :P Jeśli w założeniach miało to parodiować twórczość Austen, to załóżmy, że wyszło.
Też tak myslałam, na początku wydawało mi się to czymś niedorzecznym, ale polecam wytrwać do końca gdyż zakończenie mnie powaliło.
To nie jest typowa komedia romantyczna bo nie kończy się tak jakby się miała wydawać na początku, gdyby nie to że przez ponad godzinę było przeciętnie to bym dała wyższą notę, ale zakończenie uratowało ten film :)
Pierwszy główny kryzys - gdy zaczęła "grać" 50 Centa, drugi - gdy tak ot sobie stała się gwiazdą (szczególnie jak prowadziło ją kilku gości w różowych wdziankach). Tu poległam... Kiedyś pewnie do niego wrócę, skoro polecasz zakończenie, ale muszę się do tego psychicznie nastawić ;)
dokładnie, zakończenie uratowało film.
film nie przypomina typowej komedii romantycznej, bla bla.., gdzie wszystko kręci się w okół jednego i jest owiane tandetą, ten film nie jest jakiś dobry, ale dosyć strawny, choć w połowie najbardziej się dłuży..
spodziewałam się czegoś lepszego, dłużył się i był nudnawy
masz rację - zakończenie było pewnym zaskoczeniem :)
Chyba widziałam zbyt dużo romansideł, żeby zakończenie było zaskakujące ;) (nie jest to powód do chwalenia się, ech...). Dobrnęłam do końca tylko ze względu na JJ Feilda (co też nie jest chlubne, ale cóż - urokliwym mężczyzną jest) i w pewnym momencie nawet ta większa przestała aż tak irytować ;) Film do obejrzenia i zapomnienia.