Odnoszę wrażenie, że wielka ambicja głównie kierowała pana Gilliama do stworzenia tego obrazu. I nie zawodzi pod żadnym względem jeśli chodzi o realizację. Dawno nie widziałam tak pięknych zdjęć, ustawiania kamery pod ciekawymi kątami oraz kolorów jakimi wymalowany jest krajobraz. Utzymane w klimacie wyobraźni, fantasy, a czasami nawet groteski. Za te rzeczy film powinien otrzymać owacje na stojąco. I dla niech głównie, a nawet jedynie wypada "Krainę traw" zobaczyć.
Reszta zawodzi. Przeczytałam kilka komentarzy, których autorzy zachwycali sie grą Ferland. Poza tym, że jest słodką, małą dziewczynką nie wzbija się wysoko ponad przeciętność. Zastanawiam się, dla kogo głownie jest ten film stworzony. Jeśli dla starszej widowni to zdecydowanie za dużo tu prymitywnych żartów oraz infantylnej scenerii, jednak i dzieci ten film może znudzić swoją próbą psychologicznego wydźwięku.
Jak już wspomniałam, nie bawił mnie ten obraz wyrafinowanym poczuciem humoru (czyżby Gilliam się postarzał, a żarty razem z nim?), bohaterowie są irytujący w swoim "powrocie do dzieciństwa i wyobraźni". Rzucają się, wykrzywiają, nieznośnie szarpią co przywodzi na myśl banalne popisy aktorskie z filmów familijnych puszczanych w niedziele w południe. Głębszej, refleksyjnej treści też tu jak na lekarstwo. Oglądamy wspaniałe zdjęcia opowiadające właściwie o niczym.
Jedyne co w tym wszystkim dostrzegam jeszcze na plus to samotność dziecka w świecie dziwaków, gdzie nie może liczyć na nikogo. I jeśli patrzeć na ten film w tej kategorii to może jeszcze jakoś się broni. Podtrzymuje mnie to tylko w przekonaniu, że nie chciałabym nigdy z powrotem być dzieckiem.
W porównaniu do Braci Grim to film wybitny. Napewno nie przeciętny.
"Oglądamy wspaniałe zdjęcia opowiadające właściwie o niczym."
Jak to o niczym:| To parafraza Alicji w krainie czarów - bardzo kameralna i jedna z najlepszych w historii kina swoją drogą . Alicja w krainie czarów też jest o niczym?
"Zastanawiam się, dla kogo głownie jest ten film stworzony. "
Dla mnie np .
"Rzucają się, wykrzywiają, nieznośnie szarpią co przywodzi na myśl banalne popisy aktorskie z filmów familijnych puszczanych w niedziele w południe"
A o co niby reżyserowi chodziło ? Tzn jaki chciał uzyskać efekt:?
Właśnie cię zauważyłam. Nie odpowiem, bo za bardzo liczę się z twoim zdaniem, żeby się tłumaczyć z tego co wypisywałam przed 2 laty. Jak ja sobie pomyślę, co ja wtedy oglądałam/słuchałam.......
"Jak już wspomniałam, nie bawił mnie ten obraz wyrafinowanym poczuciem humoru (czyżby Gilliam się postarzał, a żarty razem z nim?)"
spodziewałaś się animowanych hipopotamów fikających koziołki? to faktycznie przykre, że tak Cię ten film zawiódł jako komedia familijna.
Ferland małą, słodką dziewczynką? Moim zdaniem wybiła się ponad przeciętność. Nie wiem czy oczekujesz od kilkuletniej ówcześnie aktorki gry na miarę chociażby Anthony'ego Hopkinsa, ale wysoko stawiasz poprzeczkę. Jeśli postać, którą grała ma dla Ciebie taki wydźwięk, to w szczególny sposób pojmujesz to co słodkie i urocze. Zwłaszcza jeśli dziecko (które de facto innego życia nie znało) przyjmuje wszystkie nie do końca zdrowe zachowania rodziców, całego otoczenia jako normalne i jest w stanie zaaklimatyzować się w takiej rzeczywistości szybko i bezboleśnie. Jak na dziewięciolatkę (bądź będąc i młodszą, gdyż w momencie wejścia do kin aktorka miała lat 9) w cudowny "dzięcięcy" właśnie sposób oddała postać Jelizy-Rose. Oczywiście można twierdzić, iż było to dla niej naturalne i wręcz banalnie proste, jako że sama była wtedy dzieckiem. Pytanie jak duże podobieństwo jest między postacią a aktorką. Świetnie zagrała swoje "przyjaciółki", w wyraźny sposób odzwierciedliła osobowość każdej z nich. Dodatkowo potrafi prowadzić dialog "między" nimi a swoją postacią. Momentami odniosłam nawet wrażenie, że Jeliza ma dysoscjację osobowości, która ujawnia się w rozmowach z głowami. Może staram się to akurat widzieć odrobinę na siłę.
Bohaterowie i ich powrót do dzieciństwa? Którzy? Nie widzę tam takich. Jeliza - Rose to dziecko, więc o żadnym powrocie mowy nie ma, dodatkowo ma bogatą wyobraźnię, która wykrzywia jej sposób odbierania bodźców zewnętrznych. Dickens jest osobą upośledzoną umysłowo i tym samym postrzega rzeczywistość w sposób dla dziecka właściwy, mimo że posiada pewne zachowania i odruchy osoby dorosłej. Rodzice Jelizy to narkomanii, ojciec marzy o wyprawie do Jutlandii, ale nie ma w tym nic z powrotu do dzieciństwa a na haju wyobraźni popuszcza się cugle, czy tego chcesz czy nie. Dell jest kobietą z bogatą przeszłością, która niestety ją spaczyła (a może tak już to jest w Teksasie), ale choroba psychiczna (mumifikowanie zmarłych i cała ta farsa) nijak ma się do jakichkolwiek powrotów.
Film jest baśniowy, ale żadne z bohaterów nigdzie nie ucieka, to JEST ich rzeczywistość, mimo że chora i ciężka do przyjęcia dla jednostek bardziej ludzkich. Nie zauważyłam, by aktorzy męczyli się w swoich rolach. Wręcz przeciwnie.
Szczerze powiedziawszy wolę taką interpretację Alicji niż ostatni wymysł Burtona, ale de gustibus non disputante est.
ja mam w ogóle inną interpretację, że ten film miał ukazać, że nieraz nie dostrzegamy tego, że coś się skończyło (nawet dell powiedziała, że do domu nie mogą przyjść obcy, bo wtedy wszystko się skończy) i sztucznie w tym wszystkim trwamy, bo nie potrafimy uporać sie z rzeczywistością, aż nagle nie pojawi się ktoś (jak ta kobieta) i nie pomoże nam ruszyć dalej. film jest o marzeniach i o trudzie pogodzenia się z rozwianymi złudzeneniami, jak dla mnie, i trochę o czystej miłości i o samotności, co potrafi zrobić z ludźmi.
interpretacja Alicji? jak dla mnie zbyt daleko wysunięta, ale być może trochę w tym racji jest.
w sumie interpretacja Alicji swoją drogą, ale po obejrzeniu filmu odniosłam takie wrażenie, nie wiem, jak z książką, bo nie czytalam jeszcze.
Zgadzam się całkowicie. Jak okazało się- piękne zdjęcia to zdecydowanie za mało gdy szwankuje cała reszta. 4/10
Jestem na 3/4 filmu od jakiegoś miesiąca, przez większość czasu jedyne co zauważyłam to odruch wymiotny, który u mnie występuje niezmiennie przy każdej kolejnej próbie dooglądania tegoż dzieła. Jeśli taki był główny zamysł Gilliama to należy mu się Oscar, przypuszczam jednak, że pragnął przekazać coś wartościowego, a co?- jeszcze nie wiem. Zaczynam wątpić w swoją intuicję, bo jakoś nie umiem, swoją opinią, wznieść się ponad ten nieszczęsny odruch wymiotny.. Skończę oglądać, przemyślę i wówczas ocenię.