Pierwszą rzeczą, jaką się zauważa jest naprawdę fatalne aktorstwo. Być może trochę też o to chodzi, bo film wydaje mi z założenia funkcjonować nie do końca serio. Ale to jednak nie aktorstwo złe w stylu 'pink flamingos', czyli tak złe, że aż rozbrajające. Jest po prostu złe. Oczywiście wyjmując Kiera, który jest zawsze bezbłędny (ale też miał swoje dziwaczne momenty). Zupełnie nie mogłam zrozumieć, co mówił ojciec - jego akcent był jednak przesadą. Druga rzecz to kadry, które są naprawdę niezłe, bardzo estetyczne. Np początek, albo scena, w której Drakula jeździ wózkiem po domu. Po drodze trafia się kilka dziwnych momentów, chociażby dziewczęta z dobrego, arystokratycznego domu, kopiące ziemię motyką. Ogólnie film ma dla mnie wydźwięk mocno komiczny i parę razy mój monitor znalazł się w niebezpieczeństwie obryzgania śliną - dramatyczna scena ostatniej pogoni. + fabuła jest całkiem interesująca. Ale nie chcę niczego zbyt arbitralnie oceniać, bo może to nie ja w tym momencie śmieję się z filmu, tylko reżyser ze mnie. Trudno. Film jest jednocześnie dobry i zły, dlatego daję mu 6.