Twórcy filmu chyba sami do końca nie wiedzieli co chcą stworzyć. Film jakiś taki niespójny, monotonny, nudny i ciężki w odbiorze. Dodatkowo technicznie to też żaden pokaz. Pistolety strzelające jak z kapiszonów, muza na skrzypcach jakby muzyk zdrowo zmarzł... no i wreszcie Michael Biehn. Co mu strzeliło do głowy, żeby w tym dziwadle wystąpić? Jego rola jest kiepska, film jest kiepski... chyba tylko wyjątkowo oryginalna forma śmierci jego bohatera skusiła go do przyjęcia tej roli...