Zacznę może od tego, iż w moich oczach ''Kruk. Zagadka
zbrodni'' nie jest żadnym thrillerem, a bardziej kryminałem,
lecz przecież mogę się mylić. Poza tym z faktami historycznymi
ma to niewiele wspólnego, co nie znaczy, że fantazje twórców
muszę bojkotować. Temat filmu jest mocno podrasowany,
aby lepiej się go oglądało. Lecz pomijając już wszystkie za i
przeciw, czy rzeczywiście ''The Raven'' jest na tyle dobry, aby
móc godnie go polecać innym czy nawet się nim zachwycać?
Nie w moim przekonaniu.
Oczywiście nie mam prawa nikogo odciągać od próby
sięgnięcia po ten film, bo uważam, iż czas mu poświęcony i
tak nie był zmarnowany, lecz drugiego seansu na pewno bym
nie zdzierżył. Dlatego też całość jest dla mnie zwyczajnie
średnia.
Paradoksalnie wymyślona historia zbrodni, których dokonuje
szaleniec inspirujący się na opowiadaniach Edgara Aliana
Poe, jest tu chyba najlepszym plusem. Można by i w tej
kwestii polemizować, ale na tle całości jakoś to się
prezentuje. Powiedzmy jeszcze forma dialogów jest udana i
słucha się ich z zaciekawieniem.
Całość jednak niczym nie potrafi zaskoczyć. Nawet finał, który
niektórzy postrzegają jako niespodziankę, dla mnie żadną
niespodzianką nie jest. Nie ma tu kompletnie ani odrobiny
zwrotów akcji. Wszystko toczy się do przodu po prostym torze,
schematycznie i bez polotu. Gra aktorów jest na przyzwoitym,
ale jakże zwykłym poziomie. Niestety brak mi tu porządnego
napięcia, a klimat XIX wieku jest bardzo ubogo przedstawiony.
Na prawdę mało jest tu charakterystycznych scen ukazujących
daną epokę, poza zamkniętymi pomieszczeniami. Nawet
''Sherlock Holmes'' przebija pod tym względem ten obraz i to
definitywnie. Muzyka jest również taka oczywista, a od strony
wizualnej widać duże braki. Reżyser nie wysilił się, aby to
wszystko wyglądało zdecydowanie bardziej wiarygodnie.
''The Raven'' skupia się wokół motywu ala Kuba Rozpruwacz z
dodatkiem gore, bo akurat te elementy są tu uwypuklone.
Trup pada, może nie gęsto, ale jednak, krew się sączy, a
wahadełko ma taki nieprzyjazny odgłos.
Wszystko to niby ogląda się dość swobodnie, ale nie na tyle,
aby wcisnęło mnie w fotel, bym gryzł paznokcie i miał gęsią
skórkę. Po seansie już wiedziałem, że jest to tylko niezła
intryga, opowiedziana chwilami w mniej niż przeciętny
sposób. Może i dałbym więcej, ale 5/10 utwierdza mnie w
przekonaniu, że raczej więcej z usług ''tego'' Edgara Allana
Poe nie skorzystam.
Niestety ja w tej krainie obsesji i pasji mordercy, tym razem
nie istniałem.
Pozdrawiam
Trudno się nie zgodzić, że thriller to to raczej nie jest, chociaż scena pierwszego mordu jest mocna. Przyznam, że najbardziej w tym filmie podobało mi się to czego w nim nie było, tzn. np. że reżyser nie poszedł drogą Holmes'a Ritchiego (nie potrafię przebrnąć przez ten film, dla mnie jest nieznośny...), ani też nie skupiał się na pokazaniu nie wiadomo jakiej to hedonistycznej/gotyckiej twarzy samego Poe. Istnieje pewna łatwość stworzenia takiego obrazka - bo przesłanki w twórczości, bo takie czasy, bo taki zawód, bo ekscentryczność bohemy... Tymczasem portret pisarza był zaskakująco normalny (chociaż nie przeciętny), i jak to mówią hamerykanie 'symphatetic' (chociaż ostatecznie może i przez to mało thrillerowy). Mnie zatem zaskoczył pozytywnie. Jest trochę w klimacie "Iluzjonisty".
PS. Co to w ogóle za układ posta? Sama nie wiem - czy wolę tekst z błędami ort., czy nieumiejętnie przekopiowany z dziwnym zawijaniem wierszy. W drugim przypadku brak szacunku dla czytającego jakby większy...