Miałem wczoraj przyjemność zobaczyć ten film. Ogólnie zrobił na mnie dobre wrażenie ze względu na sam motyw przewodni filmu i atmosfera jaka mu towarzyszyła jednak w kilku momentach filmu czułem się tak jakby film przeskoczył mi o minutę do przodu - zabrakło kilku sensownych ujęć w niektórych scenach jak np. podczas przyjęcia gdy zabójca wyprowadził z pałacu Emily - zbyt łatwo mu to przyszło czy chociażby scena w "katakumbach" gdy policjanci rozkopując ścianę natykają się na mordercę i jego ofiarę. Po co ten cały cyrk z murowaniem itp jak wystarczyło tylko obejść ścinę i przejść na sąsiedni korytarz bo z tego co widzieliśmy policjant nie miał problemu żeby gonić przestępcę. Niby nic a jednak ta scena popsuła cały wizerunek budowany przez reżysera.
co do szczegółów: morderca nalewa truciznę do kieliszka "po brzegi", a kiedy podsuwa ją bliżej Poe, jest tego 2/3 kieliszka. Pomysł może ciekawy, ale reżyser sobie nie poradził. Kiedy detektyw wysyła policjanta samego na drugą stronę kościoła, wiadomo, że coś musi się wydarzyć. Ten dzieciak w teatrze ? Miał być klimat, ale czegoś zabrakło...