Mam na koncie 30 filmów Clinta i ten zdecydowanie wyróżnia się in minus. Od strony technicznej jest nawet ok choć maestrii "Wyjętego spod prawa" czy "Million dollar baby" nie dosięga ale... największy zarzut wobec tego filmu to dialogi, są one tak do bólu schematyczne i pozbawione sensu że to aż przesłoniło mi resztę filmu. A szkoda bo mogło być nieźle.
Poza scenerią statku (krótko się tam niestety rozgrywała akcja) i głównym wątkiem mordercy obdarowującego przez zabijanie - nuuuudy i przewidywalność :/
Chociaż sam morderca - podtrzymujący życie zabijaniem... podciąga film w górę
Film miał szanse zostać dobrym kryminałem, niestety - zdobywanie szczytów skończył w momencie, gdy okazało się, że
========= SPOILER =============
mordercą jest jego znajomy.
Takie "akcje" są, dla mnie, do zaakceptowania w trillerach/horrorach. Wiem, że życie pisze różne scenariusze, ale można to było zrobić bardziej ambitnym.
dla mnie schematyczne 'morderca jest caly czas w poblizu' nie jest takie straszne jak scena seksu miedzy 30 letnia latynoska i 75 letnim clintem. no bez przesady :D
Troszkę to dziwne. : ) Nawet na jej mamę byłby za stary, a pewni hot chica z niej. ; p
hehehe dokładnie o tym samym pomyslałam, Clint niestety już w tym filmie wygląda staro a tu młoda latynoska zaciąga go do wyrka. No bez przesady. Również uważam, że dialogi średnie, jakiś cały ten film miał niewykorzystany potencjał. Zapowiadął się fajnie, ale im dalej w las tym gorzej. Całe stado policjantów bada sprawe i nic. Aż tu nagle weteran na pokładzie i jazda, dostrzega szczegóły , których nikt wcześniej nie zauważył.
fakt ten motyw lekko trąci kiczem ale na tamte czasy to jeden z pierwszych o takim zwrocie akcji później czyli teraz już można powiedzieć że wszyscy są do tego przyzwyczajeni.
Chociaż właśnie o to w scenariuszu chodziło że przestępca zbliżał się do policjanta celowo aż został jego znajomym.
bez przesady film jest naprawdę dobry.
Jaki dialog jest pozbawiony sensu nie rozumiem a w Milion dolar baby takie same dialogi
Jak dla mnie najsłabszym Jego filmem jak na razie jest "J. Edgar". W każdym razie jeśli chodzi o reżyserię, to najsłabszy z tych, które widziałam. Na pewno można było z niego wyciągnąć więcej, a wyszedł blado i nijako.
Film oglądałem ponad trzy lata temu więc nie spodziewajcie się teraz po mnie cytatów ;) W każdym razie teraz mam na koncie 59 obejrzanych pozycji Clinta i podtrzymuję swoje zdanie - ten film to gniot. I mówię to przy całym szacunku i podziwie dla Clinta - mojego ulubionego aktora/reżysera