Dzisiejszym seansem "Blood Legacy" zakończyłem mój maraton horrorów z wczesnych lat 70-tych, w których wystąpiła namalowana przez Eliasza Kanarka aktorka Faith Domergue.
"Blood Legacy" to raczej nudnawy, acz chwilami zabawny proto-slasher w stylu Agathy Christie, który trochę przypomina tanie i kiepskie horrory Andy'ego Milligana z lat 60-tych i 70-tych. Spadkobiercy Johna Carradine'a zostają zmuszeni w testamencie do spędzenia nocy razem w jego domu. No i zaczynają być mordowani jeden po drugim. Wśród nich znajduje się, rzecz jasna, Faith Domergue.
„Blood Legacy” jest dość krwawy i ma kilka pomysłowych zabójstw, w tym uderzenie siekierą w głowę, dekapitację i twarze odgryzane przez piranie i pszczoły. Pojawiają się też elementy psychoseksualne np. umięśniony służący Igor, który czerpie masochistyczne przyjemności z bicia przez swojego pana, wreszcie weteran wojenny, który trzyma w swojej sypialni klosz lampy zrobiony z ludzkiej skóry i czaszki (Ed Gein, anyone?)
Odrobina krwi. Brak nagości. Wadą proto-slashera Carla Monsona jest zbytnie przegadanie i raczej ospałe tempo akcji. Film da się jednak obejrzeć bez chęci przerwania seansu.
Czas trwania: 89 minut.