Kiedy oglądałem trzecią część Krzyku takie było wtedy hasło reklamowe czy jakoś podobnie już nie mogę sobie dokładnie przypomnieć.Pomimo konsekwencji Wesa Cravena, zachowaniu konwencji poprzednich części i swoistego dystansu, z jakim potraktował serię „Krzyków” – trzecia odsłona ustępuje jakościowo poprzedniczkom. Brak jej chyba polotu, wkrada się zbyt wiele naciąganych i czasem irytujących wątków, zachowań, wydarzeń. Schemat jednak w ostatecznym rozrachunku nie wychodzi trylogii na dobre. Przez film przewija się duch tragicznie zmarłej matki Sydney, nie wiemy dlaczego i nie wiemy tak naprawdę po co. Jest, bo jest. Ani to hołd, ani poetyckie nawiązanie. Bardziej już robi z bohaterki paranoiczkę… Nie zachwyca, a raczej obezwładnia ostateczne rozwiązanie całości (całości trylogii, co gorsza!)Warto obejrzeć, jako dopełnienie serii, ale niestety nie ma co oczekiwać fajerwerków i spektakularnego zwieńczenia trylogii.