Z przykrością muszę przyznać, że jest to najgorszy film mojego ulubionego reżysera. Lepiej, aby John Carpenter się do niego nie przyznawał. Pseudonaukowo-religijny bełkot, kuriozalne sytuacje (osobnik zombie stoi przed lustrem i na przemian się śmieje i płacze, w innej scenie jeden z bohaterów opowiada dowcipy żeńskim osobnikom zombie). Filmu nie ratuje muzyka i nawet przyzwoita charakteryzacja i efekty specjalne.