Wielbiciele kina kostiumowego powinni być zachwyceni- film jest naprawdę piękny wizualnie, dopieszczone kostiumy, fryzury, makijaże, dekoracje. Kilka naprawdę fajnych ujęć, kilka niezłych scen (szczególnie sceny śniadań, świetne!). Na tym to, co się mi podobało, by się jednak kończyło :]
Przede wszystkim bohaterowie byli niesamowicie p ł y t c y. Beznamiętni. Nijacy. Prawdopodobnie książę Devonshire miał być wyrachowany i okrutny, wyszedł z tego brzydki chochlik złośliwie zacierający łapki. Prawdopodobnie Grey miał być liberalnym intelektualistą, wyszedł z tego przygłup, któremu niczym ślepej kurze ziarno, trafiła się goła Keira Knightley. Prawdopodobnie lady Elizabeth miała być kobietą seksualnie wyzwoloną- wyszła z tego głupia cipa, która owszem, użyła, za przeproszeniem, dupy, aby osiągnąć swój cel, problem w tym, że zakochała się, bez wyraźnego powodu, w facecie, którym się brzydziła.
Na koniec zostawiłam sobie Keirę Knightley.
Ok, jest faktycznie świetna do filmów kostiumowych, gdzie aktorzy często gęsto muszą też być dekoracjami a ona, ze swoją śliczną buzią, idealnie się do tego nadaje. Problem tylko w tym, że o ile dała sobie radę z Elizabeth Bennet, młodą, zbuntowaną, niezależną i duszącą się w świecie konwenansów, tak rola tłamszonej żony i kochającej matki totalnie ją przerosła. Aktorstwo Keiry Knightley opiera się głównie na ściąganiu łopatek, wyciąganiu szyi do przodu i robieniu przy tym dziwacznych min. Ech.
Ogólnie rzecz biorąc, mnóstwa scen mi w tym filmie zabrakło- Georgiana rozczarowana małżeństwem, romans księcia z Elizabeth, przyjaźń Georgiany z Elizabeth, sceny z dziećmi, wreszcie- romans Georgiany z Greyem.
Domyślam się, że film miał traktować o kobiecie, ściśniętej konwenansami jak gorsetem, nie mającej żadnych praw, za to mnóstwo obowiązków, rozdartej między miłością do dzieci, nienawiścią do życia, które ma i pragnieniem namiętności i miłości. Wyszła z tego pipkowata Keira, oddająca się bez entuzjazmu raz po raz mężowi, 'wychowująca' dwójkę własnych dzieci plus bękarta męża, niby bardzo je kochająca, ale na ekranie w ogóle tego nie widać, znów za sprawą słabego aktorstwa. Razu pewnego, przyjaciółka pomaga jej odkryć, że między nogami czają się nie tylko drogi rodne, ale też łechtaczka, co na zawsze burzy spokój Księżnej. Wszystko wyszło blado, słabo, beznamiętnie, nijako.
Film mogę jeszcze raz gorąco polecić miłośnikom ładnych widoczków. Ot, jeszcze jedna historia, która próbuje być ambitna, ale kompletnie jej nie wychodzi.
Według mnie największą bolączką tego filmu jest właśnie to, że namiętność rozmywa się gdzieś między ładną sukienką a tupaniem nóżką ze złości. Jest tylko jedna scena erotyczna między Księżną a Greyem, to trochę za mało jak na ognisty romans. Nie ma ani jednej sceny, w której Książę i Elizabeth by się przynajmniej dotknęli. Jasne, to nie jest film erotyczny, ale na ekranie w ogóle nie czuje się napięcia, miłość do Greya bierze się praktycznie znikąd, jest wręcz pomysłem lady Elizabeth. Nie czuje się niezdrowej fascynacji i pociągu do siebie bohaterów kiedy spotykają się przed skonsumowaniem znajomości. Sama się zastanawiam czy to słabe aktorstwo, słaby scenariusz, czy i to i to.