ale to bardzo średni film, bardzo przerysowana charakterologicznie postać księcia i brak ciekawych postaci, a Grey to drewno wyjątkowe.
Ooo, nie byłabym aż tak bardzo surowa, ale coś w tym jest.
Przede wszystkim kuleje scenariusz. Nie wiem, doprawdy jak ja mam uwierzyć w przemianę księciunia, który przez 90% tej historii jest zwykłym chamem i paskudnym ogierem. Zero sympatii.
Albo dlaczegóż to, nasza księżna aż tak mocno była zdziwiona faktem iż Bess, którą osobiście sprowadziła pod nos mężusia jako swoją przyjaciółkę, w końcu zostaje zaciągnięta przez niego do łóżka? Przecież to było oczywiste, że stanie się to wcześniej czy później. Ten płacz, zgrzytanie zębami i tupanie nóżką jakieś takie wręcz śmieszne i nie na miejscu.
Jednak daję 7/10 właśnie ze względu na kobiety grające w tym filmie! Knightley (do której wciąż się przekonuję, ale "Pokucie" była dobra), Atwell, Rampling.
A dla mnie, wręcz przeciwnie. Jeśli coś było intrygującego w tym filmie, to właśnie postać księcia wykreowana przez Fiennesa. Niezbyt rozumiem, co było tam 'przerysowane charakterologicznie'. Nie widziałam zbytniej przemiany tego bohatera, nie postrzegam go jako chama, ani nie widziałam w nim ogiera. Umyka wam chyba, że ten człowiek również szukał miłości i ostatecznie ją znalazł. Trochę zdeptał po drodze tego 'niewinnego' kwiatuszka - fakt. Dla mnie nadal zagadką pozostaje dlaczego ją (Georgianę) wybrał na żonę.
Ja po którymś z kolei wybryku księcia nie mogłam na niego patrzeć. Chamstwa nie widziałam, ale bezczelność - owszem. Wyjątkowo odrażająca pod względem charakteru postać. Charles spodobał mi się pod koniec, gdzie wykrzyczał, że nie obchodzi go czy jego dziecko będzie chłopcem, czy dziewczynką. Krótko, ale mam wrażenie, że dobitnie podsumował postępowanie męża księżnej. Bądź co bądź, film zaliczam do tych nadzwyczajnie przygnębiających. Poza tym wzbudza empatię względem głównego bohatera. Biedna księżna. :c
Sęk w tym, że Książę cisnąc niecierpliwie na męskiego potomka, nie spełniał wyłącznie swoich męskich wydumanych potrzeb, ale zabezpieczał również Georgiany i córek przyszłość. Takie czasy, że gdyby umarł bez syna, to G. nie tylko nie miałaby za co szaleć, ale musiałaby tułać się pewnie z córkami po krewnych. Zauważyłaś, że Książę wypłacił żonie 'pensję' za urodzenie syna? To może wyglądało okrutnie i małostkowo, ale obrazowało, że majątek nie był wspólny (nie chodziło o intercyzy, tylko o zasady dziedziczenia). I tak pewnie całą kasę przegrała lub puściła na kiecki, bo to, że topiła swój znój i cierpienie w alkoholu i wymyślnych strojach było wystarczająco zauważalne.
Ta kobieta bez męża była totalnie nikim. Ówczesną celebrytką z Pudelka. Bez tytułu i pozycji zniknęłaby z towarzyskiej (co za tym idzie 'politycznej') sceny w ciągu kilku miesięcy jeśli nie tygodni.
Wydaje mi się, że to były takie czasy. Księżna nie księżna, kobieta bez męża byłaby właśnie nikim i dlatego jest to takie niezmiernie przygnębiające. Pewnie jak większość filmów w tym temacie. Film oglądałam kawałek czasu temu, więc nie pamiętam sceny wypłacania "pensji:, ale chyba jeszcze raz do niego wrócę. Pamiętam tylko, że po jego obejrzeniu pozostał jakiś tam wstręt do Fiennesa. Nie na długo, na szczęście. :)
Książę uosabiał w tym filmie zasady rządzące tym środowiskiem. Cała jego wina, że znał reguły i próbował grać zgodnie z nimi. Uważam jednak, że w całej tej, może i nierównej grze, próbował - wiedząc, że zasady nie są sprawiedliwe - tak ją toczyć, żeby nie pognębiać nadmiernie przeciwnika. G. grała va banque, więc od pewnego momentu książę też zaczął tak grać. Zastanawiam się, co on mógł zrobić? Pokochać ją? Pozwolić jej przewrócić swój świat do góry nogami? Książę też próbował wykroić sobie swój "kawałek tortu". Nie jestem w stanie postawić mu za to szubienicy. Jeśli wrócisz do tego filmu, to zwróć uwagę na scenę, po której G. zaczyna szaleć, bo widzi męża z Bess zaraz po tym kiedy książę sprowadza jej dzieci. To jest taki moment, kiedy on i Bess są autentycznie szczęśliwi. Bess może i wyłącznie dlatego, że ma chłopców w końcu przy sobie, a on moim zdaniem dlatego, że ją uszczęśliwił. To jest chyba jedyny moment w filmie, kiedy książę się uśmiecha. Zwracam uwagę na tę scenę, bo uważam że to nie był bezduszny bydlak, a ona nie była znowu takim aniołem. Generalnie sądzę, że on próbował zrozumieć ją bardziej, niż ona jego.
Nie zgadzam się.Film był świetny. Jak można się czuć jeśli w wieku 19 lat zostaje się żoną starego pryka, kocha się swoje dzieci, żyje się pod presją urodzenia chłopca, i w końcu trafia się na kobietę która zdobywa twoje uznanie, a później bzyka się z mężulkiem. Wiem takie były czasy i blalabala bala.......................... Ale K.Knightley oddała te uczucia znakomicie. Super film. Dający mężczyznom przede wszystkim do myślenia.