Najpierw przez dwie godziny toczy się akcja, by potem narrator w ciągu 10 minut wszystko opowiedział co i dlaczego. Wielkie HA HA HA.
Dramat i to lipny.
Na dodatek bohaterka grana przez Halle Berry przypomina podobno nią samą. Jest tak samo antypatyczna, zadufana w sobie, przekonana o swojej wyższości nad innymi. Błee...
Lepiej tego bym nie ujął - w 100% zgoda!
Zresztą sam napisałem przed chwilą też b. krytyczną ocenę
http://www.filmweb.pl/topic/1358394/wydumane+SPOILERY.html
Faktycznie ,mam podobne zdanie. Ale jestem rozczarowana nie z powodu puenty (która była nawet całkiem ładna) ale z tego ,że cała reszta była mówiąc delikatnie mało pociągająca. Jedynym elementem który warto docenić w tym filmie jest boska Halle Berry jej nieskazitelna figura oraz olśniewający wygląd.
Muszę się z wami nie zgodzić. Uważam, że fabuła jest całkiem nieźle skonstruowana. A moment w którym "narrator" choć w rzeczywistości jest to postać Milesa, opowiada "co i dlaczego" jest tu niezbędny bo niby w jaki sposób mieli byśmy się dowiedzieć o motywach i strukturze tej zbrodni, miel byśmy się domyśleć? a niby jak? skąd byśmy mieli wiedzieć o prawdziwym podłożu zabójstwa i powiązaniach Roweny i Grace. Wyobraźmy sobie że tej sceny rozmowy nie ma, a co za tym idzie nie ma też zabójstwa Milesa itd. bo niby czemu miał by go zabić skoro on by jej nie uświadomił i uargumentował faktu że wie o wszystkim. Poza tym ukazanie postaci sąsiada widzącego zabójstwo jest genialnym choć nie nowatorskim zabiegiem, pokazuje nam że krąg szantaży i niewygodnych świadków jej czynów nie skończył się na zabójstwie Milesa.Tyle kwestią sprostowania.
Chciałbym zwrócić uwagę, na utwór lecący podczas napisów końcowych (przeważnie na tym etapie większość ludzi wychodzi z kina lub wyłącza film- tym razem warto poczekać) CAT POWER - Troubled Waters - moim skromnym zdaniem piękny i warty uwagi.
Błagam Cię... Nie wyjeżdżaj z pseudo analizami quasi krytyka filmowego.
Pytasz co by było gdyby nie było tego durnego podsumowania? Mało emocjonujący, ale ciekawy thriller z otwartym zakończeniem! Taki na 6,5/10 a nie 4/10.
Tutaj masz moim zdaniem lepsze zakończenie:
Wyobraź sobie, że na końcu filmu nie ma narratora (Milesa) i nie wiemy kto tak naprawdę stoi za morderstwem Grace, ale na końcu filmu mamy pokazane nieme sceny z jego żoną, z Milesem, z prawą ręką Hilla- Jose i z tą durną Roweną- czyli zazdrosną żoną, zboczeńcem, niedocenioną pracownicą samicą alfa i rozchwianą emocjonalnie dziennikarką. Potem jedna scena jak gliniarze znajdują ciało Milesa np. w rzece (tak jak Grace). Co uzyskujemy? Bardzo bardzo fajne, otwarte zakończenie, a film ma ten sam przekaz- skazano niewinnego kobieciarza, nigdy nie wiadomo komu ufać, każdy ma swoje tajemnice etc. etc. Zamknięte zakończenia dobre są w Kryminałach, natomiast takie otwarte zakończenie dodałoby pikanterii- przykład chociażby American Beauty, gdzie nie wiadomo w końcu kto zabił Lestera (żona 50%, sąsiad 50%).
Fajne? ;-)
A ja nie cierpię otwartych zakończeń i uważam że to było dobre, wszystko ma swój ciąg dalszy. A co do American Beauty to jak dla mnie to zakończenie zepsuło cały film, niestety jest więcej takich otwartych zakończeń psujących całe dobre wrażenie po filmie. Ale to tylko Moje zdanie... ;)
mi tez sie podobalo zakonczenie American Beauty, skoro juz mowa o otwartych zakonczeniach to dla mnie to zakonczenie - w tym filmie - bylo takze takowym, bo sory ale jest wiele mozliwosci jak mogla zakonczyc sie jej historia, jezeli chodzi o tego sasiada, ale jezeli nie wiadomo by bylo w jaki sposob zgina to calkiem inaczej bym podchodzila co do podsumowania tego filmu:O jak dla mnie film troche nudnawy, ale koncowka zabojcza, w ogole nie spodziewalam sie zakonczenia,,, i lubie pomyslec na filmem- w znaczeniu, co wydarzy sie dalej tak jak np. Incepcja (boski film), nic film ogladnelam od 20 minuty nie mialam co robic, lubie Berry co prawda zaczelam go ogladac bo bylam ciekawa czy to na pewno ona bo jej nie poznalam...:pp w kazdym razie niezle, ale nie az tak zeby powtorzyc :(
ja również zgadzam się w 100%. W tym rzekomo thrillerze napięcie jest porównywalne z oglądaniem turniejów warcabowych...
Koncówka przekombinowana, nie lubię filmów, gdzie przez 90% (powiedzmy, że) nic się nie dzieje, a potem, 5 minut przed końcem scenarzysta tłumaczy nam przebieg całego filmu, że niba tam akcja za akcją się działa, a widz ma stwierdzić: no, faktycznie, to było COŚ, zamiast -zgodnie z prawdą- stwierdzić, że zmarnował kilkaset minut swego życia. Bo ja zmarnowałem...