W imię dwóch godzin życia które bezpowrotnie straciłem: kryminał a la bravo girl, zagmatwany i wysublimowany jak listy czytelniczek tegoż, mroczny jak kinder czekolada. Hakerzy łączący się w kilka sekund z dowolnym komputerem na ziemi, oczywiście za pośrednictwem sprośnych for internetowych, pełne napięcia sceny hackowania komputera szpilkami poprzez wyciągnięcie wtyczki z gniazdka.Bohaterka która upijając własną ofiarę nie tyka kropli- "nigdy nie jeżdżę po alkoholu", po czym uśmierca ją substancją z jakiegoś zielska ponieważ w swym makiawelicznym umyśle założyła sobie, że w morderstwo wrobi buhaja Willisa, ku chwale wszystkich złamanych serduszek. Zielsko ma jakiś wątły związek, z tymże, ale co tam jurny ogier musi odpokutować ku uciesze nastolatek i gospodyń domowych. Zielsko nosi poetycką nazwę- Bella Donna ("Bela, Bela Donna wieczór taki piękny
chodźmy więc nad morze do maleńkiej kawiarenki"- babcia miała kiedyś taki winyl). Intryga rozwija się w tempie i stylu purytańskiego Harlequina. Na koniec reżyser próbuje wprowadzić element zaskoczenia, naginając nieznacznie prawa logicznie. Normalnie będąc dzieckiem i widząc sąsiadów kopiących grób w ogródku zawołałbym rodziców albo coś, ale nie dziesięcioletnia przyjaciółka głównej bohaterki, ta wie że za kilka lat stanie się zaburzoną psychicznie nimfomanką a mogiła pod płotem okaże się instrumentem szantażu.