Temat ciekawy, ale za dużo tej słodyczy i oczywistości. Według mnie sceny w klasztorze są "przedobrzone". Wszysyc w dżinsach i habitach na okrągło, nawet podczas pracy w polu - "po sąsiedzku" mam klasztor i z obserwacji wiem, że do robót polnych czy porządkowych zakonnicy zdejmują habity. Tytułowy bohater jest niemal kandydatem na ołtarze - praca na misjach, troska o najbardziej odrzuconych mimo braku zrozumienia i akceptacji ze strony hierachii i rodziny. Prawie naiwne jest takie szybciutkie "nawrócenie" Jana, tak jaby reżyser bał się ukazać jego dramat w pełni realnie. Trochę rozśmieszyła mnie scena, kiedy Jan odpowiadając na zaloty mówi, że jest chory, a ona nic, ale jak mówi, że jest księdzem, to ta szybciutko się okrywa i koniec - ciekawa reakcja, jak na osobę niewierzącą. Najbarzdiej podobała mi się scena, kiedy na pogrzebie Marii, jej mała siostra przechodzi na drugą stronę kaplicy i przkazuje znak pokoju narkomanom i innym przyjaciołom zmarłej. W sumie najważniejsze, że taki film powstał, bo jego przesłanie, niezależnie od "strony technicznej", jest jak najbardziej aktualne.
w niektórych zakonach zostają w habitach do prac porządkowych czy w ogródku również. Ale w filmie nie chodzi chyba o to czy powinny być habity czy dżinsy, prawda? Uważam że jest bardzo dobry. Daje do myślenia... Jeden z niewielu filmów który mnie poruszył. A to że główny bohater jest taką świętą osobą podkreśla fakt że przecież stracił wiarę... Był osoba która walczyła o innych i poświęcała sie dla nich, czy to na misjach czy narkomanom. Bali sie przecież że nie dadzą sobie rady bez Jana. A w chwili trudności sam stracił wiarę... Tu rozgrywa się dramat. I odwrócenie losu: osoba niewierząca ratuje go od śmierci, zarówno cielesnej jak i duchowej.