Hanks Junior gra w tej komedii dla nastolatków uzdolnionego ucznia chcącego dostać się na prestiżową uczelnię w Stanford. Scenariusz jednak chciał aby - nie z własnego wyboru - otaczał się samymi idiotami: brat, matka, ojciec, koledzy, a w końcu wychowawca, a nawet pani z sekretariatu, która pomyliła papiery i wysłała do Stanford wyniki egzaminów innego ucznia. Bohater pragnie za wszelką cenę zostać pisarzem, a ma tylko 24 godziny i tępego brata z samochodem - tylko to musi mu wystarczyć by jego marzenia się ziściły.

Jeśli chodzi o docelową grupę odbiorców to reżyser balansuje po granicy moralności, a wręcz wymaga to od niego pewnej powściągliwości, bo mało brakowało aby przekroczyć jednak te granice PG13. Film nie jest zły, a raczej trochę kiepski; nie jest też nudny, ale to był mój świadomy wybór aby obejrzeć coś dedykowanego nastolatkom. Gdybym cofnął się w czasie o 15 lat to pewnie czerpałbym dużo więcej radości z oglądania. Orange County rozpatrywałbym pod pryzmatem kategorii B z kilkoma znanymi twarzami w obsadzie. Hanksowi na pewno udział w takiej inicjatywie nie przeszkodził w dalszej karierze.