"Lato" to obraz dość typowy dla końca lat sześćdziesiątych - eksperymentalny, impresyjny i kompletnie pozbawiony kręgosłupa. Główna bohaterka, Graziella, spędza gorące lato w Normandii, gdzie przyjechała po studenckich ruchawkach 1968 roku. Nie wiemy, czy przybyła jedynie na wakacje, czy ukrywa się przed policją. Dni mijają jej na pisaniu listów, wałęsaniu się po łąkach i słuchaniu muzyki poważnej. Narracja wygląda mniej więcej tak:
"Sierpień. Kropla deszczu na szybie. Zapalam papierosa. Czy Jean Luc przyjedzie? Światło świecy. Biafra i burżuazyjne przyzwyczajenia. Hiszpańscy kompozytorzy XVII wieku. Dostojewski czy Marcuse? Skrawki materiału. Żądam niemożliwego. Taniec na łące i promienie pośród gałęzi. Wietnam i Czechosłowacja. Wstęga papierosowego dymu. Czy Jean Luc przyjedzie?".
Prawda, że to bardzo francuskie i awangardowe? Od strony wizualnej film jest równie męczący - ciągłe powtórzenia przetykane zdjęciami atrakcyjnej Grazielli (zresztą bardzo ładnymi) działają tylko przez pierwszy kwadrans i, wobec braku konkretnej fabuły, stają się po prostu nieznośne (podobne odczucia miałem przy "Człowieku który śpi" z 1974 roku - choć on przynajmniej gdzieś zmierzał). Interesujące są natomiast 3 sceny: zestawienie ganiającej po łące dziewczyny ze zdjęciem flika z prewencji zamachującym się na studenta; Graziella ćwicząca rzut cegłą, niczym na jakiejś ulicznej olimpiadzie; Graziella nazywająca wiejskiego osiołka Baltazarem, czyli ukłon w stronę Roberta Bressona i jego filmu "Na los szczęścia, Baltazarze".
Podsumowując - nie polecam.