a tu niespodzianka - na seans przyjechał sam Konopka. mam świadomość, że to był w jakimś stopniu element promocji, ale doceniam fakt, że poświęcił swój czas nielicznej grupie przeciętnych widzów - szczególnie, że bilet kosztował tyle co na zwyczajny seans, więc bezpośrednio na tym nie zarobił. reżyser wygłosił krótkie wprowadzenie, a po seansie odbyła się dyskusja, czyli - jak to zazwyczaj wygląda - prawie monolog. nie mówił jednak jak pseudointeligencki bufon - bez zbędnego filozofowania, konkrety, prostym językiem, a co najważniejsze, starał się nie narzucać widzom żadnej interpretacji (a to jest chyba ostatnio modne, patrz: pani od "big love"). i chociaż film niezupełnie spełnił moje oczekiwania, na pewno będę dalej śledzić karierę Konopki, bo zaimponował mi tym, że mimo sukcesów sprawia wrażenie skromnego, zwykłego człowieka