Nie wiem skąd tyle pozytywnych ocen i komentarzy a przede wszystkim nie rozumiem czemu ten film jest nazywany horrorem. Nudne to było jak flaki z olejem. Przez większość filmu czekałam aż się rozwinie akcja. Jedyne za co mogę pochwalić to dobór głównej roli. Proszę o nie komentowanie , ze nie zrozumiałam filmu itp potrafie oglądać filmy ze zrozumieniem ;)
To nie rozchodzi się o opinie tylko o to że nie zrozumiała filmu. To nie jest hejt, tylko naturalna kolej rzeczy. Kiedyś za młodu jak oglądałem ten film też wydawał mi sie nudny, teraz, 10 lat później jak obejrzałem go ponownie dostrzegłem mnóstwo przekazu i to w jaki sposób jest budowane napięcie. Uwierz mi, trochę filmów już w swoim życiu widziałem, zwłaszcza horrorów. I tak naprawdę większość tych nowych jak nie wszystkie czerpią z tych starych (lśnienia, ptaków, czy psychozy). Ruch kamery, charakterystyczne dźwięki czy plany. Film może wydawać się nudny ale trzeba brać pod uwagę to że jak na swoje czasy był produkcją wręcz przełomową.
Za dziesięć lat z pewnością powrócę do tego filmu, aby zobaczyć czy wyciągnę z niego nowe treści, które być może przeoczyłam przy pierwszym oglądaniu. Faktycznie, muszę przyznać że film jak na swoje czasy był przełomowy.
Ja np. nie mam zamiaru oceniać wysoko filmu, dlatego, że jest niby przełomowy. Pierwszy raz jak go widziałem, to uznałem za całkiem niezły dreszczowiec. Ale po paru latach z większą wiedzą, pomyślałem, że oglądnę jeszcze raz, bo może na to "rzekome" arcydzieło spojrzę w inny sposób lub bardziej docenię. Klimat wydał mi się całkowicie sztuczny. Też rola Nicholsona, choć dobra, to prostolinijna - głupio się uśmiecha i krzyczy. Są role, w których ma jednak więcej pola do popisu. A sam twist wydał mi się jeszcze gorszy, niż za pierwszym razem (nie dlatego, że już wiedziałem, co się stanie, ale nie było czuć w ogóle napięcia, gdy jego żona podchodziła do jego wypocin). Zresztą już za pierwszym razem było do przewidzenia, co się stanie.
A jeżeli piszesz, że ktoś nie zrozumiał/nie dorósł do filmu, bo mu się nie podobał - to jest hejt. Ty zmieniłeś zdanie - nie znaczy, że każdy by zmienił. Poza tym sam King nie był zwolennikiem filmu - czy to oznacza, że on, wtedy, gdy to mówił, też nie dorósł do filmów o jego adaptacjach?
King nie był zwolennikiem, bo 3/4 treści z książki nie było w filmie i znacznie był pozmieniany. Czytałem Lśnienie, i jest tam wiele elementów, które jakby umieścili w filmie to wyszedłby z tego bardziej "Jack w krainie czarów". Nie jest to film idealny, ale sposób w jaki budują napięcie + muzyka Pendereckiego robią robotę.
stephenking.pl/artykul/lsnienie-oszustwo-w-imie-kina-fenix-494/
"Stephen King nie lubi „Lśnienia” Stanleya Kubricka i nie robi z tego tajemnicy. Nie podoba mu się słabość fabularna filmu, nie podobają się bohaterowie." - już pierwsze zdanie artykułu mówi, że to fabuła jest dla niego słaba.
Oczywiście to prawda, że nie podobało mu się też to, co napisałeś, ale to nie główny, nawet nie jeden z głównych powodów. Chcę tylko pokazać, jak mylne jest twoje założenie pro po ludzi, którym film się nie podobał. Twierdzenie kto dorósł, a kto nie, po kilku zdaniowej opinii lub innym zdaniu na temat filmu jest bardzo ignoranckie...
Może jak na swoje czasu był przełomowy ale jak się go teraz ogląda to takie 4 na 10 maks.
Pierwszy raz film obejrzałem na taśmie VHS na początku lat '90 i powiem że mnie wówczas nie zachwycił.Jakoś nie dawno po 30 latach obejrzałem zremasterowaną wersję z napisami.Nie wiem,czy to kwestia pewnego filmowego wyrobienia,czy doskonała kopia filmu, ale teraz film mi się nawet spodobał,ale i tak dałem mu tylko 7 cóż...
ten film nawet nie stał obok książki. Na pewno podobał się osobom, które nie czytały Lśnienia. Wiedz, że Kubrick przekręcił wszystko o 180 stopni. To jego najgorszy film.
Ja nie czytałam i również mi się nie podobał. Nie czułam tam żadnego napięcia, nie mogłam się doczekać aż się skończy. Mój chłopak tłumaczył mi niektóre sceny w kontekście książki i wtedy nabierało to trochę sensu. Ale sam goły film dla mnie był męczący i nie zestarzał się dobrze. Dodam, że oglądałam go niedawno pierwszy raz.
"Wściekle szybcy" to film, co do którego ma się zupełnie inne oczekiwania niż w przypadku horroru uznawanego za arcydzieło. Sądząc po nicku, kolega jest wielkim fanem motoryzacji, więc nic dziwnego, że jemu się spodobało. Nie wiem, jak to się ma do oceny "Lśnienia".
Niby film byle jaki, prosty, ale umiejscowienie akcji, rola Nicholsona, ogólna dziwność i klimat sprawia że ciężko zapomnieć o nim co sprawia że jest wyjątkowy na swój sposób. Stąd te oceny.
Również nie rozumiem fenomenu tego filmu. Obejrzałem go wczoraj po trzech latach przerwy. Tylko muzyka i efekty dźwiękowe robiły na mnie wrażenie, ale aby się przestraszyć czy być wbitym w fotel? No nie na tym obrazie. Rola Nicholsona oczywiście legendarna, choć miał o wiele lepsze role.
ten film nawet nie stał obok książki. Na pewno podobał się osobom, które nie czytały Lśnienia. Wiedz, że Kubrick przekręcił wszystko o 180 stopni. To jego najgorszy film.
W podstawówce czytałem "Nad Niemnem". Ze szkolną klasą, w latach 80-tych byliśmy na tym w kinie. Potem czytałem "Quo vadis", a następnie byłem na tym filmie z 2001 roku w kinie. Obydwie ekranizacje z grubsza pokazały, "co autor książki miał na myśli". Żeby widz jedzący tam pop corn skumał. Natomiast w przypadku "Roku 1984" już nie było tak dobrze. Po latach, po lekturze tegoż chciałem zobaczyć jak Brytole poradzą sobie z przeniesieniem powieści na ekran. Chyba z torrentów to ściągnąłem i w tym wypadku miałem jak najgorsze o tym mniemanie. Cóż, nie chodzi o to, ze film zrobili akurat w - nomen omen - 1984 roku, tylko po prostu tych wszystkich niezliczonych szczegółów, niuansów nie da się zmieścić w filmie. No i do tego dochodzi długość. Czym innym jest wspomniane "Quo vadis", a czym innym "Mały Książę.