Guillermo del Toro z pewnością nieprzypadkowy wybiera labirynt na miejsce przenikania się rzeczywistości i magii, racjonalizmu i nieskrępowanej wyobraźni. Labirynt to najprawdopodobniej pierwszy abstrakcyjny wzór, jaki wytworzył płodny ludzki umysł, a jego funkcja (dawna i obecna) wciąż pozostaje niejasna. Choć reżyser wykorzystuje związek tego wzoru z religijnymi ideami śmierci i zmartwychwstania, jego filmu nie sposób chyba interpretować w kontekście mistycznym - w każdym razie grozi to nieuchronnym zagubieniem na krętych ścieżkach. "Labirynt fauna" to film o dwóch luźno przenikających się płaszczyznach - pierwsza, to naturalistycznie ukazane okrucieństwo frankistowskich żołnierzy pacyfikujących grupy ukrywających się w lesie rebeliantów czyli obraz Hiszpanii w ogniu krwawych wewnętrznych walk; druga, to oniryczna czy wręcz surrealistyczna opowieść będąca wytworem bujnej wyobraźni Ofelii, dziewczynki zafascynowanej magicznym światem odkrytym w podaniach i legendach. Pozazmysłowa kraina - efekt, chyba dość przypadkowych, powiązań wątków i postaci z najróżniejszych mitów i baśni jest zarówno ucieczką, jak i swoistym odbiciem otaczającej dziecko ponurej i okrutnej rzeczywistości; nie będzie tu więc miejsca na pocieszający happy end. Ale też film Guillermo del Toro nie jest przeznaczony dla nieletniej widowni, dawno już nie spotkałam się z tak drastycznymi obrazami przemocy włącznie z pokazaniem scen tortur, amputowania kończyny, roztrzaskiwania przez kulę czaszki czy rozszarpywania antropomorficznych elfów przez przerażająco wychudzone, bezokie monstrum - sceny ocierające się właściwie o kino gore! I chyba z tą turpistyczną estetyką "Labiryntu fauna" mam największy problem, a właściwie z odpowiedzią na pytanie, czemu tak naprawdę ma ona służyć. Drugim problemem jest niejako ideologiczna warstwa filmu, gdzie mamy iście bajkowy podział na tych "dobrych" czyli lewicowych rewolucjonistów i tych "złych" czyli żołnierzy podległych dyktaturze z dowódcą będącym ucieleśnieniem prawicowego ekstremizmu (postaci zresztą tak przerysowanej, że wręcz groteskowej). Rzeczywistość tej wojny nie była jednak ani tak oczywista, ani tak prosta, jak w wizji reżysera. A stawianie komunistów niemal w roli obrońców kultury ludowej i prawa do dziecięcych marzeń, to już ewidentne nadużycie wynikające chyba ze współczesnego kojarzenia lewicowości z najróżniejszymi ruchami "zielonych" czy anty- i alterglobalistów. Mamy tu więc jednak bardzo jednostronny ogląd przeszłości kojarzący się z tanią propagandą rodem z mitycznego już niemal "Pancernika Potiomkina", z równie "wyrazistym" obrazem podziałów społecznych. Trochę szkoda, bo do głosów obnażających okrucieństwo wojny zawsze chętnie jestem gotowa się przyłączyć, nie ma we mnie jednak zgody na tak wyraźne przekłamywanie niedawnej historii. Tutaj zresztą dostrzegam wyższość baśni i mitów, które budowane są na wyższym poziomie uogólnienia i ta warstwa "Labiryntu fauna" (dodatkowo - plastycznie wysmakowana) przekonuje mnie chyba bardziej.
Witaj Gerdo :)
Interesujące rozważania, choć zdecydowanie bardziej przychylam się do pierwszej części Twojej wypowiedzi, bo drugą odbieram już nieco inaczej ;) Wiesz, ja praktycznie w ogóle nie oceniam filmu Del Toro w kontekście ideologicznym, zresztą sądzę, że ta warstwa nie była dla reżysera najważniejsza. Nie uważam również, że jego celem był jednoznaczny podział na tych ?dobrych? i tych ?złych?, ale w o wiele większym stopniu ukazanie jak w tych piekielnie trudnych, frankowskich czasach musieli sobie radzić ludzie i jak wiele musieli poświęcić w imię tego, w co wierzyli i uważali za słuszne. A nagromadzenie i pokazanie na ekranie wszystkich okrucieństw i okropieństw, wspomnianych przez Ciebie ?drastycznych obrazów przemocy, włącznie z pokazaniem scen tortur, amputowania kończyny, roztrzaskiwania przez kulę czaszki, rozszarpywania antropomorficznych elfów? w dosłowny sposób, służy jeszcze większemu podkreśleniu tego tragicznego czasu, oddaniu kontrastu dwóch przeciwstawnych rzeczywistości oraz jeszcze silniej wzmacnia wymowę tego wyjątkowego obrazu. Zresztą nie sądzę, żeby jego realistyczna wizja znacznie odbiegała od prawdziwych wydarzeń. Moim zdaniem Del Toro chciał przede wszystkim pokazać okrutny świat wojny widziany oczyma małej dziewczynki, a jak wiadomo dzieci mają wyostrzony sposób odbioru rzeczywistości, która nie tylko musi natychmiast wydorośleć, ale również się z nim zmierzyć, nie ma zresztą innego wyjścia. Ofelia instynktownie szuka schronienia uciekając w świat fantazji, który jednak wcale nie okazuje się dla niej bardziej bezpieczny, przyjazny i łaskawy. Obie rzeczywistości są bowiem pełne niebezpieczeństw, pułapek, wyzwań i zadań, którym musi sprostać, aby ocalić tych, których kocha, a przynajmniej spróbować tą najtrudniejszą i najważniejszą dla niej misję, wypełnić najlepiej jak potrafi i bez względu na jej zakończenie. Ale pomimo całej swojej siły i odwagi, pozostaje małą, bezbronną dziewczynką, co znakomicie oddaje scena, w której nie potrafi oprzeć się przepysznie wyglądającym, choć zakazanym winogronom, zresztą któż z nas by potrafił?:) ?Labirynt Fauna? jest dla mnie boleśnie piękną opowieścią o zderzeniu się dwóch całkowicie odmiennych i wykluczającyh się światów, bezpardonowej utracie niewinności i tryumfie magii, która jest ratunkiem, nawet w najbardziej koszmarnej i brutalnej rzeczywistości. Poza tym jak chyba żaden inny dotąd obejrzany obraz, przypomina mi niezwykłe baśnie braci Grimm i Andersena, którymi w dzieciństwie się wprost zaczytywałam, a które również obfitowały w nieraz turpistyczne i mroczne opisy. Genialny film!
Witaj Wisienko! Na początek buziaki dla Ciebie :) za możliwość obejrzenia "Labiryntu fauna", który (tutaj abstrahuję od moich słów krytyki) jest obrazem świeżym i zaskakującym, co ostatnio nieczęsto się chyba w kinematografii zdarza (a tutaj mamy chociażby nowe rozwiązania fabularne oraz odważne łączenie różnych poetyk i gatunków). Wydaje mi się też, że tak dużej dawki naturalizmu w filmie, który (z wieloma zastrzeżeniami) można zaklasyfikować jako fantasy, jeszcze w kinie nie mieliśmy.
Zdaję sobie sprawę z tego, że reżyser filmów fabularnych to nie dokumentalista i ma pełne prawo do własnej interpretacji rzeczywistości oraz dowolnego naginania i zmieniania faktów, przez co dostosowuje je do własnej wizji. Po prostu tym razem mnie ta wizja nie przekonała, co na pewno po części wynika z moich uprzedzeń. Obraz szlachetnych i ideowych proletariuszy walczących ze swoimi ciemiężycielami z warstw uprzywilejowanych w świetle konsekwencji tej walki (powstania komunistycznych totalitaryzmów) tchnie jakimś wewnętrznym fałszem. Mam chyba żal do Del Toro, że oparł się wyłącznie na tym stereotypie nie próbując choćby częściowo go przełamać, że Kapitana Vidala pozbawił niemal cech ludzkich przedstawiając go jako wcielenie zimnego i niczym nie umotywowanego okrucieństwa, nie pozwalając mu nawet na tak naturalne uczucie jak miłość do uroczej żony - postać kapitana wydaje mi się zbyt jednowymiarowa, pociągnięta zbyt grubą kreską. Jakoś trudno mi też zapomnieć, że i druga strona konfliktu (socjaliści, komuniści, anarchiści) dopuszczała się nadużyć - w czasie hiszpańskiej wojny domowej zamordowano prawie 7 tyś. osób (księży, zakonników, zakonnic i osób świeckich, za to, że byli wierzący), również z wyrafinowanym okrucieństwem. Wiem, że powinnam oceniać film (jako dzieło artystyczne), a nie jego historyczny kontekst, ale w tym przypadku trudno mi się zdobyć na obiektywizm. Zresztą Amerykanie chociażby opowiadając o Wojnie Secesyjnej starają się jednak wyważyć racje obu stron, rzeczywistość tej bratobójczej walki nie jest tak wyraźnie czarno-biała. Podobnie rzecz ma się z "ekologiczną" wymową "Labiryntu fauna" - obecnie ugrupowania lewicowe są silnie związane z prądem reprezentowanym przez Zielonych czy New Age, ale nie było tak w czasach, które opisuje film. Socjalizm u swych podstaw był proindustrialny i protechnologiczny, co więcej - skrajnie racjonalistyczny; mistykę (włącznie z wierzeniami ludowymi) uznawał za przejaw zabobonu, który należy bezwzględnie tępić (bardzo dowcipnie opisuje to Bułhakow w "Mistrzu i Małgorzacie").
Jeśli chodzi natomiast o "turpizm" w filmie to chętnie przychylę się do twojego tłumaczenia - wydaje się być on powrotem do źródeł legend, baśni i mitów, które obfitowały w drastyczne szczegóły (chociażby opowieści spisane przez braci Grimm, ale i u Andersena nie brakuje scen przemocy i śmierci), wydaje mi się, że jako dziecko nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy. Przyznam też, że kusi mnie własna interpretacja przygód Ofelii, ale na razie nie znalazłam właściwego klucza, chyba przed Tobą film Del Toro chętniej odkrył swoje tajemnice :)... Ciekawe, że w dzieciństwie baśnie w jakiś sposób rozumiałam, choć ich symboliki nikt mi przecież nie tłumaczył, ale wiadomo - "Ono, dziecko, zachwyca się, ty, dorosły, rozważasz; ono śni, ty myślisz..." :)
Cała przyjemność po mojej stronie Gerdo, cieszę się, że obraz Del Toro doceniłaś :) Poruszyłaś zresztą wiele istotnych kwestii, w które przyznaję, aż tak wnikliwie się nie zagłębiałam i w których niezbyt się wcześniej orientowałam, ale dzięki za ich naświetlenie i rozwinięcie, bo teraz bardziej rozumiem Twoje zastrzeżenia. Faktycznie postać filmowego mściwego oprawcy Vidala wydaje się być ukazana w wyłącznie skrajny, sadystyczny sposób, odwrotnie niż choćby w ostatnio obejrzanym filmowym ?Pachnidle?, w którym Grenouille jest pokazany wprawdzie jako morderca, jednak posiadający również ludzkie cechy. W ?Labiryncie Fauna? tego dualizmu i niejednoznaczności trochę jednak zabrakło. Obie strony konfliktu, zarówno frankowscy żołnierze, jak i ukrywający się w lesie partyzanci to wręcz klasyczny podział na nikczemnych ciemiężycieli i uciskane ofiary, który rzeczywiście zdaje się być niezbyt fortunny, wyłącznie czarno-biały i nazbyt ?papierowy?. Jednak mimo wszystko nadal uważam, że Del Toro wykorzystał brutalną rzeczywistość przede wszystkim po to, aby zderzyć dwa światy, fantastyczny z realnym, które mogły być w taki właśnie dosłowny sposób przez małą Ofelię postrzegane. Jeśli chodzi o wszystkie najbardziej dosadne sceny pokazane na ekranie, które mogą do filmu zrazić, to muszę przyznać, że od czasu wniknięcia w często mocne i pełne przemocy kino azjatyckie, odbieram je już nieco inaczej, tzn. jeśli są odpowiednio uzasadnione i umotywowane to nie rażą mnie i jestem w stanie w pełni je zaakceptować jako wizję reżysera. Bo czasem pokazanie takich drastycznych scen w lżejszy sposób nie jest w stanie oddać silnego ładunku emocjonalnego, który się w nich zawiera, aby jeszcze bardziej wczuć się i zrozumieć przekaz danego obrazu. Jak świetnie potwierdzają Twoje słowa niezwykły film Del Toro kryje w sobie wiele ?labiryntów? interpretacji, a odrobina krytyki na pewno mu nie zaszkodzi ;) Zresztą stanowi on również kontynuację i nawiązanie do wątków poruszanych w jego ?Kręgosłupie Diabła?, który także Ci polecam. Jeśli chodzi o baśnie braci Grimm i Andersena to podobnie jak Ty, kiedy byłam mała chyba nie zdawałam sobie do końca sprawy z okrucieństwa niektórych opisów, ale myślę, że po prostu przyjmowałam je jako coś zupełnie naturalnego i w konwencję baśni się wpisującego. "Ono, dziecko, zachwyca się, ty, dorosły, rozważasz; ono śni, ty myślisz...", nic dodać, nic ująć :)
Myślę, że te kwestie okazały się istotne dla mojego subiektywnego odbioru filmu, a przecież bywa i tak, że czarno-białą, w dużej mierze tendencyjną i ahistoryczną wizję świata przełykam nadzwyczaj gładko (vide "Braveheart" Gibsona). Może jest to częściowo kwestia dystansu do przedstawionych wydarzeń, bo im dalej w przeszłość, tym bardziej nasza wiedza oparta jest na domysłach i spekulacjach - łatwiej chyba w średniowiecznych realiach zaakceptować "baśniowość" fabuły. Poza tym przyznam, że po seansie podejrzewałam reżysera o ukrytą indoktrynację, może krzywdząco, zresztą... lepiej, jeśli ktoś ma wyraziste poglądy, niż nie ma ich wcale, co zazwyczaj przynosi dzieła "bez wyrazu". Zaskoczyło mnie też (właściwie - lekko zszokowało ;) tak odważne przełamanie konwencji, ale "Labirynt fauna" to jeden z tych filmów, które, im więcej czasu upływa od seansu, tym wydają mi się wartościowsze :)
To prawda, często to, co w jednym filmie jesteśmy w stanie zaakceptować bez zmrużenia oka, w innym nas już razi, ale takie właśnie są zalety subiektywnego odbioru i bardzo dobrze :) Del Toro stworzył zapadający w pamięć, wiarygodny i wartościowy obraz, do którego zdecydowanie warto jest powrócić, aby odkryć jeszcze więcej ukrytych motywów i znaczeń. Swoim minimalizmem w ukazaniu fantastycznego świata przypomina mi nieco takie obrazy jak choćby ?Legenda? Scotta czy ?Labirynt? Hensona. I choć jest od nich o wie brutalniejszy i mocniejszy w wymowie, to jednak przyciąga świeżością i przekonującą, sugestywną wizją stworzoną przez meksykańskiego reżysera, do której z całą pewnością jeszcze nie raz się przeniosę. Niedawno czytałam z nim wywiad, a te słowa szczególnie do mnie przemówiły.
?The labyrinth is a very, very powerful sign. It?s a primordial, almost iconic symbol. It can mean so many things, culturally, depending on where you do it. But the main thing for me is that, unlike a maze, a labyrinth is actually a constant transit of finding, not getting lost. It?s about finding, not losing, your way?
mnie natomiast zastanawia inna kwestia. Warto zauważyć że o ile w sferze "realnej" w Labiryncie podział jes t faktycznie czarno-biały i schematyczny to jednak sfera "nierealna" jest już o wiele bardziej dwuznaczna (no moze po za bezokim monstrum). Faun aż do samego końca pozostawał dla mnie postacią ambiwalentną, która może byc za razem tym za kogo się podaje, dobrą postacią z bajkowego swiata a takze kimś złym kto planuje wykorzystać ofelię do swych niecnych czynów (wystarczy zwrócić uwagę na dość jednoznacznie kojarzące się koźle rogi czy też na słowa Mercedes, że faunom nie należy ufać) tak samo labirynt jako miejsce również można było przez cały film odbierać ambiwalentnie - z jednej strony jako drogę do bajkowego świata a z drugiej jako miejsce gdzie ktoś nas próbujke zwabić i mamiąc pięknymi obietnicami dokonać czegoś naprawdę złego. Czemu miał słuzyć taki zabieg? sam nie wiem, ale wydaje mi sie to dosć ciekawym polem do rozważań o bogatej symbolice tego filmu.
Ciekawe spostrzeżenia, jeśli faktycznie zostawić trochę z boku świat 'realny' i skupić się na tym 'baśniowym' to stosunek Ofelii do spotkanego w sercu labiryntu fauna jest znacznie mniej jednoznaczny niż uczucia, które żywi (widzowie zresztą razem z nią) do swojego ojczyma. Właściwie faun, ten z mitologii rzymskiej, nie był specjalnie groźny, co prawda wzbudzał swym wyglądem 'paniczny strach', ale były to właśnie obawy mało uzasadnione; na pewno w tej postaci można się też doszukać związków z panteizmem i, idąc dalej, współczesną ekologią (nieprzypadkowo w elfa prowadzącego Ofelię w głąb labiryntu zamienia się niezwykły owad). Ale skojarzenia z chrześcijańskim diabłem też mają swoje uzasadnienie, bo Guillermo del Toro zafundował widzom prawdziwy eklektyzm (albo, pisząc mniej eufemistycznie, misz-masz ), jeśli chodzi o motywy baśniowe, legendarne, mitologiczne, religijne. Zresztą z punktu widzenia artystycznego to wcale nie musi być zarzut; jest to w końcu obraz 'umysłu' Ofelii, która syntetyzuje w nim wszystkie przeczytane i usłyszane opowieści, w jakimś sensie jest to też obraz dzisiejszej kultury, która czerpie z najróżniejszych, często bardzo odległych źródeł (mnie kiedyś 'uwiodło' spotkanie Europy i Azji w 'Ruchomym zamku Hauru' Miyazakiego), jest to również zgodne z duchem New Age, co już nie wzbudza mojego entuzjazmu, raczej nieufność. Bez wątpienia faun pozostaje istotą tajemniczą, nie mamy nawet pewności, czy ostatnia próba, której poddaje Ofelię kończy się jej porażka czy, przeciwnie, sukcesem (oczywiście patrząc z jego punktu widzenia); labirynt pozostaje ,ekhm, labiryntem, a widz zostaje z pytaniami w głowie, o co chyba reżyserowi chodziło ;) Aha, skoro się już rozpisałam, dla mnie owo bezokie monstrum (właściwie nie do końca bezokie ;) to krytyka agresywnego kapitalizmu i konsumpcjonizmu połączonych z rodzajem 'selektywnego widzenia', gdzieś z obrazem głodujących afrykańskich dzieci w tle, ale to tylko jedna możliwość interpretacji z wielu.
ah droga gerdo. mi jest przykro jak w dzisiejszym swiecie ludzie otwarcie wyszydzaja komunizm. ja rozumiem prl, rozumiem ucisk sowietów.ale denerwuje mnie ta pogarda na samo slowo komunizm i socjalizm.ty nie wydajesz mi sie czlowiekiem który by pochopnie wypowiadal swoje osady ale takze napisalas ze przeszkadza ci w odbiorze filmu uczynienie socjalistów dobrymi. ale zastanow sie przez chwile co znaczy to slowo.ja jestem na tyle odwaznym czlowiekim w wyrazaniu swoich pogladów ze nawet zdobede sie na twierdzenie ze demokracja nie ma sensu. bo dwóch glupich ma wiecej racji niz jeden madry
A kto powiedział, że socjalizm jest zły? To dość utopijny system. Gerda pisała o komunistach i socjalistach, czyli o konkretnych ludziach, którzy zrobili to co zrobili. Swoją droga, w pełni się w tej kwestii z nią zgadzam. Nie oceniała socjalizmu tylko tych, którzy w jego imie dopuszczali się niezliczonych zbrodni.
Napisałam jedynie, że: 'Obraz szlachetnych i ideowych proletariuszy walczących ze swoimi ciemiężycielami z warstw uprzywilejowanych w świetle konsekwencji tej walki (powstania komunistycznych totalitaryzmów) tchnie jakimś wewnętrznym fałszem'. Na pewno jestem jak najdalsza od wyszydzania komunizmu czy socjalizmu, przede wszystkim dlatego, że nie dostrzegam, ani w ideach które stały u postaw tych 'ruchów', ani w degradacji tych idei, niczego zabawnego. Niestety nie znam zbyt dobrze podbudowy filozoficznej socjalizmu, ale wydaje mi się, że była ona raczej materialistyczna niż mistyczna i sprowadzała się do pojęcia wspólnej własności oraz bardziej racjonalnego i sprawiedliwego podziału dóbr. To, że partyzanci ukrywali się w lesie nie znaczy jeszcze, że byli ekologami czy gnostykami, a odniosłam wrażenie, że del Toro postawił znak równości między ówczesną a współczesną lewicowością. Przeszkadzało mi nie tyle 'uczynienie socjalistów dobrymi', co demonizacja ich politycznych przeciwników - wojna domowa jest czymś wyjątkowo bolesnym i skomplikowanym, tutaj reżyser podążył utartą ścieżką, przedstawiając stereotypowy obraz, w moim odczuciu rozmijający się z rzeczywistością (nawet Hemingway w 'Komu bije dzwon' zdobył się na więcej obiektywizmu). Demokracja nie jest idealna, ale jak do tej pory 'w praktyce' sprawdza się najlepiej ;)
Witam :)
Oglądni sobie "Piłę". Tam to dopiero są brutalne sceny, a jaka amputacja :P Można powiedzieć, że też tam występuje, ale w przeciwieństwie do Labiryntu jest to tam pokazane. I nie uważam, żeby film był skierowany do nieletnich, bo mi samej do 18 jeszcze troszkę brakuje. Pierwszy raz film "Piłą" ogądałam w wieku 12 lat i zrobił na mnie niezłe wrażenie, no ale wiesz to musiałbyć niezły widok dla takiego dziecka :D
P.S. Film polecam!!!
Przyznam, że horrorów w rodzaju 'Piły' właściwie nie oglądam, bo większość seansu pewnie i tak spędziłabym z zamkniętymi oczami ;) Myślę, że reżyser 'Labiryntu fauna' miał jednak większe ambicje niż epatowanie makabryczną przemocą. Do kwestii oglądania filmów otrzymujących kategorię wiekową 'powyżej 18 lat' przez dzieci wolałabym się nie odnosić, chyba że naprawdę zależy Ci na mojej opinii (oby nie ;).
Niestety każda demokracja kończy się socjalizmem, bo większość jest głupia, leniwa i nieudolna, więc chce bez wysiłku dostawać wszystko od państwa. Żeby do tego nie doszło trzeba trzymać lud silną ręką, żeby nie pojawiły się grupy pragnące odbierać bogatym i dawać biednym (czyli sobie).
ale ty masz podejscie. myslisz ze bogaci zapracowali na swoj sattut ciezka praca-zastanow sie raz jeszcze jaki ma start w zyciu dziecko bogatych i dziecko biednych. tylko nie mow mi ze jak ktos nie ma kasy to nie moze miec dzieci
Jestem pewna, że poglądy Mkl nie są reprezentatywne dla całej prawicy, raczej dla jej skrajnej mniejszości, powiedziałabym wręcz, że dla niewielkiej grupki ekstremistów :/
Mówiąc wprost nie mogę się z Tobą zgodzić i jestem pewna, że podobnych wniosków nie można było wysnuć z moich wypowiedzi, ale rozumiem, że jest to Twoje zdanie jakoś tam luźno związane z tematem. Myślę, że ludzie nie są cyferkami w ekonomicznym bilansie, każdy człowiek powinien być traktowany podmiotowo a nie - przedmiotowo; zapewnienie przynajmniej minimum socjalnego to dowód dojrzałości a nie upadku demokracji. Dyktatura natomiast rodzi zawsze zrozumiały bunt, chęć wyzwolenia się od narzuconej władzy czy ideologii, jest drogą donikąd.
Jezeli zastosujemy podobna wykladnie do tej "sfery realnej", tj. bedziemy patrzec nan oczami Ofelii, to i twoj zarzut o jednowymiarowosci jej bohaterow stanie sie bezsasadny - albo inaczej - wowczas ta jednowymiarowosc stanie sie jak najbardziej uzasadniona :) Ta brutalna, bezwzgledna i czesto pelna sprzecznosci i nielogicznosci rzeczywistosc z jaka Ofelia musi sie zmierzyc jest dla niej zbyt duzym wyzwaniem. Nie pojmuje politycznych zawilosci, tego kto i dlaczego uzurpuje sobie prawo do sprawowania wladzy nad innymi, czy chociazby pobudek dzialan innych ludzi (np. dlaczego jej matka poslubila kapitana)Swoja ocene owej rzeczywistosci (scislej ocene napotykanych osob), sprowadza wiec do mozliwie najbardziej ograniczonego kryterium. "Dobry jest ten kto dobrze robi" jak to mawial Forest Gump. Paradoksalnie ze swiatem basniowym jest odwrotnie. Tutaj Ofelia czuje sie znacznie swobodniej. Dobrze zna panujace w nim zasady - sama w koncu ten swiat kreauje. Wie jakie skutki przyniosa konkretne jej dzialania - za te czynione w zgodzie z wlasnym sumieniem zostanie nagrodzona, za pozostale zas, skarcona.
Nie wydaje mi się, aby interpretacja, że oto 'świat realny' oglądamy z punktu widzenia dziecka była oczywista czy jakoś narzucająca się. Z toku narracji nic takiego nie wynika, najbardziej brutalne (behawiorystycznie przedstawione) wydarzenia toczą się niejako poza postrzeganiem dziewczynki - na pewno się ich domyśla, ale nie jest ich w pełni świadoma, nie jest też ich bezpośrednim świadkiem. Oczywiście taka interpretacja, jaką proponujesz, wyjaśniałaby silnie kontrastowy, czarno-biały obraz filmowego świata, ale mam wrażenie, że nie ma ona wystarczających podstaw. Ciekawe jest to, że posłużyłaś się kategorią sumienia, może rację ma del Toro twierdząc, że 'kto raz był katolikiem, zostaje nim na zawsze', a miał na myśli przede wszystkim siebie ;)
Pewnie masz racje, choc z drugiej strony gdyby Ofelia chowala sie po krzakach jako bierny obserwator wszystkich tych zdarzen, to ograniczyloby to w znacznym stopniu niejednoznacznosc filmu. Oczywiscie moznaby sie pokusic o bardziej sugestywne ujecie fabuly, w sposob wystarczajacy uzasadniajace te moje spostrzezenia a jednoczesnie pozostawiajace szerokie pole do interpretacji. Nie wymagajmy jednak zbyt wiele od rezysera ;)
Obawiam się, że przedstawienie Ofelii 'chowającej się po krzakach' i obserwującej z ukrycia poczynania ojczyma raczej nie dodałoby filmowi wiarygodności. Chociaż brakowało mi w obrazie del Toro takiego momentu, który pozwoliłby widzowi zorientować się, co do stanu wiedzy dziewczynki - na przykład gdyby Ofelia obudziła się w nocy słysząc krzyki torturowanego więźnia, to już stanowiłoby jakieś uzasadnienie jej mrocznych wizji. A od reżysera 'wymagajmy', dlaczego nie? ;) Widać, że facet ma talent i stać go na wiele.