Tak jak brzmią słowa wypowiadane przez Duke pod koniec filmu, tak też
można nazwać to ''dzieło'' Gilliama. Niech nikt kto uwielbia ten film nie
zrozumie mnie źle. Absolutnie. Nazywając ''Las Vegas Parano''
''dziwolągiem'', nie miałem nic złego na myśli , a wręcz przeciwnie. Takie
produkcje jak ta ,ludzie albo uwielbiają ,albo wręcz nienawidzą. Trzeba to
umieć zrozumieć. Można tak samo powiedzieć przynajmniej jeszcze o
trzech filmach takich jak ''Urodzeni mordercy'', ''Pulp Fiction'' oraz
''Trainspotting''. Ja ''LVP'' nazywam sentymentalną podróżą kwasową :)
Tak to widzę i tak też odbieram. Mimo ,iż jako jedyny z tych wymienionych
wyżej nie powalił mnie na kolana to jednak ma on w sobie coś takiego co
przykuwa moją uwagę. Książki nie czytałem niestety ,więc nie mam ,aż
takiego porównania filmu Gilliama wobec niej samej.
Jeżeli chodzi o fabułę ,istotną rzeczą jest ukazanie tamtej ameryki oraz
hipisów jako ówczesnego problemu społecznego. Fantastycznie również
pokazana jest niesamowita podróż kwasowo-prochowa z dodatkami
innych ''specyfików''. Lecz mnie najbardziej w ''Las Vegas....'' rozwala gra
J.Deppa oraz B.Del Toro! Są obaj tak autentyczni i odjechani ,iż sprawiają
wrażenie jakby rzeczywiście byli non stop na haju :) Depp swoimi
wygibasami oraz niepowtarzalną mimiką twarzy jest obrzydliwie cudowny,
a Del Toro patrzący swoimi narkotycznymi ślepiami i wydający
nienaturalne (?) wręcz wrzaski ,aż przerażający!!!
LVP zapisał się już na dobre w kanonach kina ,poruszając dosyć ciekawe
i mało znane u nas bynajmniej, aspekty. Jak na dzisiejszy czas ode mnie
przynajmniej dostaje 7/10.
pozdrawiam