"Fear and Loathing in Las Vegas" jest jednym moich ulubionych filmów ma dla mnie wymiar symboliczny i osobisty. Dlatego jest mi bardzo przykro że tak wielu ludzi pod chodzi do niego w sposób płytki i infantylny. Sorry, ale po prostu szlag mnie trafia jak widzę wypowiedzi w stylu "HAHAHAHA ale polewka, jak oni fajnie się na szprycowali oglądałem ten film z kumplami szczaliśmy ze śmiechu!!" lub "Ten film trzeba oglądać na haju, jestem fajny bo go tak oglądam" albo "Ja jestem od was lepszy bo ćpałem/ćpam i ja lepiej rozumiem od was ten film cieniasy". Jak czytam takie coś to mam wrażenie że autorami tych wypowiedzi są 20 paroletnie przygłupy. Szczeniactwo i ignorancja w jednym.
Tak, jest to film w którym można się dużo pośmiać, ale jeżeli ktoś widzi w nim tylko komedie i dwóch zabawnych ćpunów to tak na prawdę gówno z tego filmu zrozumiał.
Ten film nie powstał dla przygłupów którzy podniecają się tym że ćpają, tylko głównie jest to hołd dla Pana Huntera S Thompsona, jego twórczości oraz jego fanów, którzy wcześniej zapoznali się z jego książką na podstawie, której nakręcono film (niestety u nas w Polsce mało kto zna Huntera, więc pewnie nie którzy z was czytających to zrobią wielkie oczy po przeczytaniu tego nazwiska). W książce wyraźnie widać że dragi i to całe szaleństwo to tylko otoczka, a Thompsonowi chodzi o przekazanie czegoś głębszego niż tylko to jak się szprycował ze swoim kumplem. Thompson wyraża zagubienie i tęsknotę za erą dzieci kwiatów, która niestety przeminęła, a on nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W filmie pokazują to w monologach (które są z książki) głównego bohatera, które są właśnie tym drugim dnem.
Szkoda że dla wielu te monologi będą tylko bełkotem ćpuna na które nie zwrócą uwagi i będą dalej śmiać się z Dr Gonzo turlającego się po podłodze w narkotycznym amoku nie rozumiejąc tak na prawdę dlaczego on to robi.Smutne
No ale musisz też przyznać ,że to jeden z lepszych filmów typu sex drugs and rocknroll,a taki też trudno zrobić,a tutaj według mnie się udało
Chodzi mi o to,że zrobiłaś sobie takie wartościowanie.Mianowicie postawiłaś na pierwszym miejscu twórczość Huntera S Thompsona i w tej perspektywie zanegowałaś zwykłych "poszukiwaczy totalnej zabawy" bądź też ćpunów.Rozumiem ,że twórczość Thompsona pomogła Ci w tej klasyfikacji wartości,ale ja jednocześnie chciałbym stanąć w obronie tego płytkiego i infantylnego podejścia do tego filmu jakie reprezentują widzowie nastawieni jedynie na "szczanie ze śmiechu" z" powodu bycia na haju" itp.Uważam ,że nie można od razu zanegować takich odbiorców filmu tylko dlatego,że Thompson genialna postacią był.A własnie paradoksalnie dlatego,że mamy tu do czynienia z jakąś wybitną osobistością wiemy,że takim ludziom zawsze towarzyszy szeroki wachlarz reakcji reszty społeczeństwa na dokonania tej osoby.Wśród odbiorców są zarówno ludzie,których ujęła twórczość literacka Thompsona jak i ci,których zafascynował pewien sposób bycia i aspekty towarzyszące tej osobie (w tym przypadku używki).Dlatego daleki byłbym od wartościowania odbiorców i podejrzewam,że intencją samego pana Thompsona nie było wartościowanie takowych.Tylko tyle.Osobiście jeszcze uważam,że takie wartościowanie zamyka mnie w jakimś sensie a wolę pozostawać otwarty.
Ja nikogo nie wartościowuje tylko stwierdzam fakty.
To tak jakbyś podziwiał piękno róży, a ktoś przyszedł i powiedział " to tylko głupi kwiatek, czym ty się zachwycasz?" i go zdeptał.
Może nie co głupia metafora,ale myślę że zrozumiesz o co chodzi.
Lubie Huntera i jestem mu wdzięczna bo dzięki nie mu "weszłam" w świat za którym on tęsknił i mu cholernie zazdroszczę, bo on przynajmniej tam był. Poniekąd go rozumiem i łącze się z nim w tej tęsknocie choć absurdalnie to brzmi, bo ..cholera bardzo chciałabym się przenieś do tamtych czasów, nie da się tego opisać słowami.
Dlatego takie moje poniekąd emocjonalne podejście do tego filmu sprawia, że szlag mnie trafia jak właśnie widzę takie wypowiedzi, bo dla mnie są uosobieniem i symbolem teraźniejszości, Świata dzisiejszego w którym nie chcę być i najchętniej bym zrobiła to co Hunter, ale nie mam na tyle jaj.
aha,więc to jednak silna fascynacja Hunterem.I to była główna motywacja do napisania wypowiedzi pod tym filmem.Fajnie.Podziwiam ludzi,którzy się potrafią fascynować czymś lub kimś aż tak.A metafora ok ;-)
Głównym motywem do napisania tego tematu było to o czym Thompson pisał - hipisi. To jest moją fascynacją.
uhm,to były piękne czasy,bardzo płodne i kreatywne.Powstało wiele nowych nurtów w muzyce,sztuce,literaturze,filozofii i obyczajowości.Ta epoka miała kolosalny wpływ na naszą kulturę dzisiejszą,nie wiem czy nie największy spośród wszystkich.Ale na mnie film zrobił wrażenie bo widzę tych dwóch jako totalnych outsiderów,kompletnie oderwanych od rzeczywistości ,że aż im zazdroszczę.Ilekroć oglądam ten film to utożsamiam się z tym outsiderstwem,chyba dlatego akurat ten film mi się podoba.
Nie ważne jak odbierają ten film inni, ważne jak ty sama go odbierasz. Jak ktoś odbierze go płytko to świadczy to tylko o tym jakim jest człowiekiem i to jego prywatna sprawa natomiast też boli mnie to że wszyscy o tym szczekają głośno na forum i jacy to oni nie są zajebiści. No ale tak to już działa i nikt tego nie zmieni, każdy też ma prawo do własnych wrażen opini oceny i czego tam tylko zapragnie
Co do filmu to dla mnie jest numerem jeden odkąd pierwszy raz go obejrzałem. Oglądałem setki razy, na bani po alko i przy odmiennych stanach świadomości, za każdym następnym razem odbierałem go inaczej i potrafiłem znaleźć w nim coś nowego - to taka moja delektacja sie tą sztuką, nawet teraz po tylu latach abstynecji i przy tylu obejrzeniach nadal ma taką samą moc a nawet wiekszą ale to zależy od podejścia do tematu, przy tym filmie dragi i alko to tylko dodatek
pokój dla tych co tego nie potrzebują :)
A tak całkiem poza tym to dlaczego oceniłaś na 9 a nie na 10 ? Gdybym ja oceniał to pewnie założył bym z 500 kont i z wszystkich dał bym 10 ;D tylko że takie akcje to mnie nie bawią raczej - osobiście nigdy nie pogodził bym sie z tym że ktoś np dał inną ocene niż ja, dlatego też te śmieszne ocenianie nic dla mnie nie znaczy tutaj a tym bardziej nie jest jakimś wyznacznikiem czegokolwiek
pytam z czystej ciekawości :)
Dałam 9, bo jednak jest ciut słabszy od książki. Zwłaszcza Doktor Gonzo jest trochę za mało wybuchowy.
Filmy zazwyczaj są słabsze od książek nawet jak są na takim samym poziome nawet przez fakt że książki działają bardziej na naszą wyobraźnie co już mamy podane jak na tacy w filmie :) No ale każdy widzi to inaczej. Moim zdaniem znowu porównując nie np z ksiązką a z Bizonami to adwokacina jest na maxa wybuchowy, pozmieniany dziki zwierz, może tylko inaczej sobie go wyobrażałaś poprostu ;D
No trochę inaczej go sobie wyobrażałam. Poza tym o ile dobrze pamiętam to Gonzo był czarny :D
Niee! był samoańczykiem o ciemnej karnacji :D a wyglądał na żywo mniejwiecej tak :
http://electricka.com/etaf/muses/languagearts/writing/expository_writing/exposit ory_writing_multimedia/Duke_and_gonzo.png
Benicio zajebiście spasował do tej roli, przynajmniej nie jest łysy jak gość z bizonów :) charakterek też ma mocny chociaż nie wiele o nim było wiadomo wcześniej wiec też mógł sie popisać swoim aktorstwem - troche to na innym poziomie działało niż np w przypadku Johnnego