a rozczarowałam się strasznie. Zaczęłam od książki, która okrutnie mnie wciągnęła, była świetna,
natomiast film? Daj Pan spokój...
Oho, zaczyna się nalot fanów z 'dziesiątkami'. A pytania typu 'a coś więcej' zostaw dla siebie, wyraziłam opinię, a takie pytania świadczą tylko o tym, że szukasz argumentu, by przyłapać mnie na tym, że moja ocena jest bezpodstawna. Za film zabierałam się kilka razy. Książka wciągnęła mnie od razu, film w ogóle. Z trudem siedziałam,żeby obejrzeć go do końca w nadziei, że stanie się coś po czym stwierdzę 'kurde, film jednak też jest w porządku!'. Niestety. Może to dlatego, że słyszałam tyle super pozytywnych opinii i liczyłam na coś więcej. Nie wiem, ale myślę, że jako 'fan' z oceną 10 stać Cię na coś więcej niż takie płyciutkie pytania, które nic nie wnoszą.
Ojej, niech Jaśnie Pani wybaczy, że śmiałam poprosić o jakieś głębsze uzasadnienie....Nie rozumiem dlaczego się od razu rzucasz? Czy ja Cię czymś obraziłam? Zwyzywałam Cię? Po prostu chciałabym się dowiedzieć co KONKRETNIE Ci się nie podobało w tym filmie, bo to co napisałaś nie mówi zbyt wiele. Chyba od tego jest forum, żeby przedstawić jakieś argumenty jeśli się wyraża opnie na temat filmu i dyskutować ? A Ty od razu wylatujesz na mnie z buzią "nie dotykaj mnie, zostaw mnie"... ręce opadają czasami.
To będzie tak pokrótce.
Ode mnie film dostaje 10/10, bo to chyba jedna z najwierniejszych adaptacji jakie widziałam. Dialogi w większości wzięte prosto z książki (monologi Duke'a), sceny również. Obraz jest chaotyczny,psychodeliczny, co nadaje mu specyficzny klimat i świetnie oddaje ducha tamtej epoki i otaczającą rzeczywistości głównego bohatera. Są wątki humorystyczne, ale pojawia się też nostalgia, to drugie dno. Tęsknota za tym co upadło, zagubienie i tytułowy "lęk i odraza" do Świata i do samego siebie.
No i aktorstwo! Depp jako Hunter jest rewelacyjny. Jak się ogląda jakieś wywiady z Thompsonem i później się to porówna do gry Johnnego, to prawie nie widać różnicy. On się wręcz stał Thompsonem (szkoda tylko że po zejściu z planu już nim pozostał - przecież Jack Sparrow to nic innego jak lekko zmodyfikowany Raoul Duke!). Benicio Del Toro też "miażdży mózg". On miał nieco ułatwione zadanie, bo w końcu postać Dr Gonzo w dużej mierze jest fikcyjna, co nie znaczy że mu tym stwierdzaniem umniejszam. Na początku uderzył mnie nieco wygląd Doktora, bo w końcu w książce był czarnoskóry. No ale Benicio tak zagrał, że na dłuższa metę nie sprawiało to jakiegoś problemu. Choć muszę przyznać że książkowy Gnozo ciut bardziej mi się podobał. Było w nim więcej szaleństwa, wybuchowości, nie przewidywalności.
Następnym plusem jest dla mnie muzyka, która składa się na klimat całości. Uwielbiam muzykę lat 60/70 tak że dla mnie to była sama przyjemność słuchać JJ i innych wykonawców.
Na końcu dodam że Terry Gilliam jest jednym z moich ulubionych reżyserów. Gość ma swój specyficzny, baśniowy styl, który moim zdaniem idealnie pasuje do świata Thompsona, tak że to również przełożyło się na moją ocenę tego filmu.
Nic dodać nic ująć. A jeśli dla tamtej pani jedno pytanie to nalot fanów to strach pomyśleć co by było przy 2 kolejnych. Jak dla mnie to najlepsza adaptacja i pierwszy raz śmiem twierdzić że film zmiażdżył książkę.
Nie sądzę. Jesteśmy na forum, więc to chyba nie ma nic dziwnego w tym że wypowiadam swoją opinie.
Chodziło mi raczej o formę... Nie każdy musi lubić to co ty, a wyskoczyłaś ze ścianą tekstu i opadającymi rękami jakby ci matkę obrazili ;p
Bless.
A czy ja gdziekolwiek stwierdziłam coś takiego, że wszyscy mają lubić to co ja?
Długość tego co napisałam, raczej nie powinna stanowić problemu dla kogoś ogarniętego, bo na prawdę nie ma tego tak wiele. Tak, ręce mi opadają, bo nie rozumiem dlaczego ktoś naskakuje na mnie, tylko dlatego że proszę o jakąś bardziej konstruktywną opinię i teraz również ręce mi opadają, że normalną dyskusje i wymianę zdań i przedstawienie swojego punktu widzenia, Ty odbierasz jako zbytnie przeżywanie z mojej strony "zwykłego filmu". Rozumiem (chociaż raczej nie rozumiem) że niektórym wystarczy konwersacja na zasadzie "film był zaje bisty/film był do dupy" i na tym koniec, "idziemy do domu" , ale niektórzy potrafią napisać coś więcej i uzasadnić swoją opinie w konkretny sposób i negowanie tego jest co najmniej dla mnie dziwne.
Dobra to w tym filmie jest muzyka, szczególnie kilka kawałków. Film nudny, szczególnie początek, podczas oglądania patrzyłem na czas, kiedy się skończy, co robię raczej przy słabych filmach, które mało wciągają i taki jest ten. Myślę, że film jest przereklamowany i zadział efekt opinni x osób i miano kultowego ściągnięte z USA i ludzie wchłaniają to jak wszystko inne bojąc się wyrazić swoje zdanie przed ośmieszeniem od ogółu- bo przecież film jest kultowy...A Twoje wywody o jakiejś nostalgii, lęku, zagubieniu, odrazie do samego siebie itp. to nie wiem gdzie w tym filmie zauważyłaś. Tak samo elementy humorystyczne...nie bardzo z czego się było śmiać. Film kultowy się stał jeszcze z tego powodu, że ta dziennikarzyna- autor tych opowieści o ćpaniu stał się kultowy, właśnie przez to, że ćpał i był wrogo nastawiony do wszystkiego co zapowiadało lekkie ukrucenie jego pasji zyciowej- naprawdę godne podziwu, zasłużył na miano kultowego dziennikarza. I tak się ludzie podniecają takim filmem o niczym tak naprawdę- jak już ktoś to napisał w innym komentarzu. Na początku myślałem, że to będzie po prostu jakaś komedia, no jakieś wątki humorystyczne będą wtłoczone w czasy luzu amerykańskiego, nie wiedziałem nic o tym filmie, tylko słyszałem opinie różnych rózniastych- kultowy itp. A tu nic dobrego, zawiedziony jestem tym filmem, kultowy może i tak, pokazujący jak duzy był wybór narkotyków od ręki dla każdego niemal i jaki jest ich skutek i tyle.
A muza no naprawdę fajna, właśnie zacząłem ścieżki dźwiękowej słuchać- najlepszy kawałek Tom Jones:She's a lady
Przeczytaj książkę, to może wtedy zobaczysz gdzie ja tam widziałam to o czym pisałam.
No to sama potwierdzasz, że w filmie tego nie ma o czym pisałaś; Książka może i jest inna, nie oceniam jej, pisałem o filmie.
Muza miód na usta eh:) She's a lady - będę 3 dni katował
Niby gdzie potwierdzam? To że Ty czegoś nie dostrzegłeś, to nie znaczy że tego tam nie ma, tyle.
"Przeczytaj książkę, to może wtedy zobaczysz gdzie ja tam widziałam to o czym pisałam" - Z tego zdanie wynika, że trzeba przeczytać książkę by dostrzec te elementy, które wymieniłaś: nostalgia, odraza, itd. Tłumacząć Twoje powyższe zdanie inaczej jak przeczytam książkę to będę w stanie dostrzec te element w filmie, bez tego NIE. Chyba, że Twoje zdanie ma inne znaczenie niż użyte w nim słowa...w co wątpie... albo źle dobrałaś słowa- co bardziej prawdopodobne, skoro uważasz, że to zdanie tego nie potwierdza o czym mówiłem.
Mniejsza z tym swoją opinię o filmie mam i mało obchodzi mnie jego miano kultowego.
Pozdr.
Nie wiem czy trzeba przeczytać czy nie, bo obejrzałam film po zapoznaniu się z oryginałem, więc na dobrą nie wiem jak to jest oglądać go jako samodzielny twór. Ty twierdzisz że pewnych elementów nie da się dostrzec, ale to nie znaczy że ich tam nie ma. Chodzi tu głównie o monologi Duke'a, nie wiem może, jak się nie zna książki to się nie zwraca uwagi na to co gość sobie tam bełkoczę. Choć są osoby, które książki przed obejrzeniem filmu nie czytały, a mimo tego są w stanie dostrzec te elementy. Cóż, mnie też mało obchodzi czy dany film jest kultowy czy nie, to nie jest dla mnie wyznacznikiem. Peace.
Zawsze się oczekuje więcej po filmach które wśród znajomych są pod niebiosy wychwalane. Też słyszałam super film super film, a zaczęłam oglądać film to za pierwsze 10 min zabierałam się przez miesiąc.
P.S. Jeśli pytanie o twoją opinię jest płyciutkie i nic nie wnosi to twoja opinia tym bardziej ;p
Oczywiscie każdy ma prawo do swojej opini i oceny czegokolwiek nawet bez zrozumienia tematu
ale jeśli ktoś przeczytał ksiązke i mu sie spodobała bez zaciekawienia to film niekoniecznie musi się podobać , jeśli ktoś już załapie o co chodzi to film staje się wtedy dopełnieniem powieści oraz przedstawia całą historie troche z przymróżeniem oka z innej strony takiej bardziej na luzie
Tortuga nie ma co tłumaczyć ludziom o co chodzi bo jak ktoś jest " kumaty " to sam do tego dojdzie , jeśli na 10000 osób które nie zrozumiały filmu badź ( żeby ich wku... jeszcze bardziej) " przekazu " znajdzie sie jedna osoba która ma troche otwarte oczy i umysł to bedzie to oznaczać że film spełnił swoje zadanie
film mimo że wydaje sie być laurkowym w odbiorze jest tak naprawde ciężki - dlatego poźniej pojawiają sie takie opinie jak Daj pan spokój
pozdrowienia dla teoretyków i krytyków :D
stonedfish ssij pałe <fukc>
Dobra muza, dobry klimat, do tego w tle pokazane zmiany społeczne w Ameryce i to jak je widziały główny bohater. Długo zwlekałem z obejrzeniem tego filmu i żałuje. Jak dla mnie rola Deepa bez dwóch zdań! Żadne tam Piraci czy inne wygibasy u Burtona ale właśnie "Parano" oraz Arizona Dream to jak dla mnie prawdziwy pokaz jego możliwości. Naprawdę dobry film który mimo że cały czas jest nakręcony w konwencji ''na haju" to mimo zawiera wiele ukrytych znaczeń i przekazów ale aby je odnaleźć trzeba naprawdę się wysilić bo eter przykrywa wszystko :P
Ktoś kto nigdy nie wcisnął "gazu do dechy" w szaleństwie życia, nie zasmakował prawdziwej wolności od konwenansów, ktoś kto nigdy nie oparzył się od "wyluzowania" bo nigdy nie dotknął prawdziwego luzu nigdy nie da wysokiej oceny temu filmowi i innym podobnym filmom. Ten film jest bardzo prosty w obsłudze a zarazem skłaniający do głębszych refleksji. Film jak i książka opowiadają o szaleńczej pogoni za wolnością, która w istocie nie istnieje bo zrzucając jedne kajdany zakładamy sobie mimowolnie drugie czasem jeszcze bardziej krępujące.
Może jestem sztywniakiem, w co wątpię, bo trochę tego luzu i stresu przeżyłam, przemian wolności też. Może kiedyś dojrzeję i zapałam miłością do tego filmu. Dla mnie jest bardziej przerażający niż śmieszny. Mógłby otrzymać miano horroru i to przez jakie bagno można przejść. Nie piszę tych słów na świeżo (oglądałam z pół roku temu), ale jak na razie mi się nie podoba.