PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=772}

Las Vegas Parano

Fear and Loathing in Las Vegas
1998
7,5 171 tys. ocen
7,5 10 1 171093
7,0 41 krytyków
Las Vegas Parano
powrót do forum filmu Las Vegas Parano

The wave

ocenił(a) film na 9

Witam. Jest pewna kwestia, która nie daje mi spokoju. Chodzi mi o fragment kiedy Duke mówi: "And that, I think, was the handle - that sense of inevitable victory over the forces of old and evil. Not in any mean or military sense; we didn't need that. Our energy would simply prevail. We had all the momentum; we were riding the crest of a high and beautiful wave. So now, less than five years later, you can go up on a steep hill in Las Vegas and look west, and with the right kind of eyes you can almost see the high-water mark - that place where the wave finally broke and rolled back." Jako nie obeznajmiony w tematyce hipisów i lat 60, pomimo podziwu dla tej epoki, nie rozumiem tego fragmentu i domyślam się,że chodzi tu o pewien aspekt historyczny zapewne, może jakieś wydarzenie. A więc w oparciu o cytat wyżej, czy jest ktoś w stanie mi wytłumaczyć, co się wtedy stało, dlaczego fala się załamała?

ocenił(a) film na 9
kuba_vendetta

wydaje mi się iż jest to poetycka metafora Thompsona, porównuje on ruch hipisowski jako dosłowną falę niegdysiejszego oceanu która załamała się pod wpływem mentalności Amerykanów w latach 70 i cofnęłą się bezpowrotnie

ocenił(a) film na 10
kuba_vendetta

Jak napisał kolega wyżej ruch hipisowski umarł śmiercią naturalną. W latach 60 hipisi byli na fali, wszędzie się coś działo a ludzie wierzyli, że to co robią zmienia/zmieni świat. Może jakiegoś jednego wydarzenia nie było ( na siłę można się doszukiwać jakichś tam wydarzeń ) po prostu przyszły lata 70 i zmieniła się mentalność Amerykanów ( amerykański sen tutaj ukazany raczej jako amerykański koszmar ). Nastąpiła naturalna wymiana pokoleniowa, spora część hipisów zaczęła pewno zakładać rodziny etc... a nieliczni którzy zostali desperacko uciekali przed nowa rzeczywistością ( w dragi, alkohol ) tak jak nasi bohaterowie. Wszystko skończyło się nagle (podobnie jak i się zaczęło) stąd parafraza "załamanej fali" . tak się mnie wydaje przynajmniej, pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 9
sawin

tak właśnie myślałem. dzięki:)

kuba_vendetta

wydarzenia przedstawione w książce (i filmie) to nie tylko "popaprana narkotyczna wizja", ale przede wszystkim krytyczne spojrzenie na Stany Zjednoczone końca lat 60. i początku 70., wielki manifest przeciwko czasom Nixona i jego kolesi, rzecz o straconych ideałach, które okazały się naiwne i nic nie warte. Lata 60. to dla autora okres „wznoszący”, czas szczytu, ale mrzonki hippisów o pokoju i miłości rozbiły się o opresyjny aparat państwowy. Era Wodnika i towarzysząca jej narkotykowa kontrkultura to tylko kolejna z dwudziestowiecznych utopii. Thompson był w podobnej sytuacji co Ken Kesey, który twierdził, że „jest za młody by być beatnikiem, a za stary by być hippisem”. Jednak Thompson, zaledwie dwa lata młodszy od Keseya, naprawdę utożsamiał się z wartościami brutalnie przerwanych czasów. Owszem, lata 60 kojarzą mu się także z obłąkaniem, szaleństwem – ale przede wszystkim z nieskrępowaną wolnością, wiarą w człowieka i w jego możliwości, w energię generacji. Nadejście nowej dekady to koniec indywidualizmu, początek lęków i paranoi.
Znamienne jest to, że branie narkotyków przez bohaterów nie jest dla nich rozrywką, czy też zabawą. Wszystkie fazy i tripy które przeżywają nie są pozytywne (a przecież po to głównie zażywa się narkotyki - żeby odczuwać przyjemność). Przeciwnie - prowadzą do tytułowych lęku i odrazy, wpędzają w szaleństwo. Poszukiwanie "amerykańskiego snu" przez Raoula Duke'a to niezbyt przyjemna podróż w głąb siebie, własnej świadomości, w końcu do centrum Ameryki i jej społeczeństwa jakim jest według autora Las Vegas. psychodeliczna peregrynacja pod znakiem przedawkowania narkotyków to wołanie o katharsis, które nie nadchodzi - znajdując "amerykański sen" bohater odnajduje jedynie strach, odrazę i gorzkie rozczarowanie. Zamroczony narkotykami jest, paradoksalnie, jedynym trzeźwym obserwatorem, chłodnie relacjonującym przemiany pokoleniowe tamtego okresu, a jego króciutki monolog o "załamującej się fali" to majstersztyk socjologicznego dziennikarstwa. Duke i doktor Gonzo nie znajdują się w środku snu, lecz amerykańskiego koszmaru – naćpani do granic możliwości starają się zachować dystans, otoczeni przez pogrążone w letargu społeczeństwo, nad którym krąży widmo nowego makkartyzmu, tym razem w wykonaniu Nixona.