Film pokazuje romantyczną wizję wydarzeń, odmienną nawet od źródłowych "Siedmiu filarów mądrości" Lawrence'a. Widziałem go w kinie, zanim zwiedziłem część miejsc (na terenie Syrii pomiędzy Damaszkiem a Deraa), w których rozgrywała się akcja. Było to ponad 40 lat temu, ale tamten świat już nie istniał. Beduini już nie koczowali i zamienili wielbłądy na motocykle. Damaszek (przynajmniej w zwiedzonych dzielnicach) był metropolią. Tylko ludzie przypominali trochę tych z filmu, poza dość częstą znajomością języków obcych. W Palmirze Beduin Mahmoud zaprosił mnie na herbatę pitą nocą przy ognisku w ogrodach oazy (poza tym gościł w swoim domu). Potem Arab Fayez zorganizował obiad na pustyni, pod czarnym wełnianym namiotem. Pustynia wprawdzie była inna, bo gliniasta, porośnięta z rzadka roślinnością, ale co tam. Książkę przeczytałem później (po filmie) i taką kolejność polecam. Wspomnienia pozostały i wracają z każdą projekcją "Lawrence'a z Arabii".