Pomijam już nawet rewelacyjny wątek tragicznej,przerwanej przez wojnę miłości- to co najbardziej przemawia to centralna postać filmu, Weronika. Szarpana sprzecznymi emocjami,doświadczona przez los i do końca walcząca. Mimo słabości zachowuje pamięć o swoim ukochanym i w końcu dochodzi do wniosku,że aktem chwalebnym nie jest bynajmniej rezygnacja z życia,ale trwanie i budowanie na nowo szczęścia w powojennym kraju,z adoptowanym dzieckiem u boku i pielęgnowaniem pamięci o Borysie.W końcu w nią wierzył.
Prawde mówiąc, dla mnie La Strada jest raczej mało wzruszająca, bardziej zmuszająca o refleksji, ani razu podczas jej oglądania nie miałam nawet łez w oczach, podczas gdy przy ogladaniu Żurawi popłakałam się conajmniej z pięć razy.
Nie oznacza to jednak, ze La Strada to kiepski film, bo jest naprawdę dobry, ujmujący.
Ale jednak Lecą Żurawie przynajmniej moim zdaniem są o stokroć bardziej wzruszające.