Idąc do kina nie miałam żadnych oczekiwań. Spodziewałam się tylko czegoś na podobę legionu samobójców z 2016, któremu jednak trochę brakowało do bycia dobrym filmem. Jednak oglądało się ta wersje przyjemnie, było trochę wzruszeń, śmiechów, scen walki. Legion samobójców z 2021 jest za to nijaki i mdły.

Począwszy od tego co najbardziej mnie raziło od początku filmu. Motywacja bohaterów. A raczej jej zupełny brak. Nie wierzyłam w ani jednego bohatera, a motywacja postaci jest jednym z najważniejszych czynników w całym filmie, ponieważ to ze względu na motywacje właśnie postać decydowała się pójść na samobójcza misję i to właśnie wysoka stawka motywowała bohatera do wstąpienia do grupy. Próbowano nakreślić motywacje Bloodsporta. Jedna scena, która miała nam pokazać, ze pomimo trudów rodzicielstwa, rodzic w głębi serca jest w stanie zrobić wszystko dla dziecka z miłości. Jednak czy wyszło? Nie bardzo. Ten bohater przynajmniej ma jakaś motywacje. Naciągana ale jest. Za to reszta? Nie mam pojęcia co oni tam robią.

Jednak to nie jedyny problem tego filmu, bo nawet gdyby za bohaterami stała motywacja to film jest do bólu przewidywalny przez co ciężko wytrwać do końca, bo zwyczajnie nudzi. Dodatkowo film sam tą przewidywalność tworzy. Zbliżenia na oszczep, który posiada Harley i rozgwiazda z wielkim okiem, automatycznie podaje rozwiązanie jak owa rozgwiazda zginie. Podobnie przewidywalne są relacje bohaterów. Jedna bohaterka jest panią szczurów co sugerowało, że któryś z bohaterów będzie tych stworzeń nienawidził. Oczywiście za tym będą stały ckliwe historie, które opowiedzą sobie w późniejszym czasie.

Film nie zaskakuje niczym, jest przewidywalny przez co nudny. Dodatkowo nie da się uwierzyć w żadnego bohatera co czyni film wyjątkowo nijakim. Mogliby zginąć wszyscy i byłoby to bez znaczenia. Nie mam pojęcia za co można ten film pochwalić. Nawet kostiumy i lokacje są bez wyrazu.