A więc jednak Jared Leto to zrobił! Udało mu się sprofanować postać Jokera. Wielu obawiało się, czy sprosta Nicholsonowi i Ledgerowi. Nie sprostał. Nawet nie próbował. Stworzył własną kreację, szacun, tyle że ona jest do bani. Swoim warczeniem i obnażonymi zębami przypominał mi Christophera Walkena w filmie "Jeździec bez głowy" z 1999 roku odgrywającego tytułowego jeźdźca.
Film na raz. Za dużo postaci. Nudnych postaci. Właściwie to statystów. Smith, Robbie i Kinnaman - to był film o ich bohaterach. Reszta? Była.
Końcowa scena z kręceniem przedmiotów w powietrzu to jak Magneto z ostatnich X-menów. Nudne. Czarny charakter? Fatalny.
I fabuła. Proponuję więcej kosmosów, czarów i rozwalania w kolejnych częściach. Żart. To jest męczące, a coraz więcej tego mamy.
Miła rzecz to pojawienie się Batmana. Mam nadzieję, że szybko zabije TEGO "Jokera". Harley Quinn? Piękne ciało, niezła postać, ale zachwytów być nie może w tak kiepskim filmie.