Napisałam o tym całego pięknego posta, ale oczywiście filmweb nie załapał że chcę go wstawić i mi go zjadł. Więc napiszę w skrócie: montaż leży i kwiczy, muzyka jest strasznie niedopasowana (w Strażnikach Galaktyki też był taki miszmasz, ale jednak nie przypadkowy, tutaj soundtrack brzmi jakby ktoś się bawił magnetofonem), motywacje bohaterów i cały sens fabuły uleciały z wiatrem. Ogólnie widać ze DC usilnie próbowało nadgonić Marvela jednym filmem, ale się delikatnie mówiąc nie udało. Nie kręci się filmu o "bohaterze zbiorowym" jako zaczątek uniwersum. Przez to przez cały film zwisało mi to co się stanie z bohaterami, czy przeżyją czy nie.
Złoczyńcy do kitu, montaż, mdły romans- słusznie punktowanie, ale czepianie się bohatera zbiorowego w przypadku Squadu? 90% z nich nie nadaję się na własną solówkę, najwyżej na jednego z wielu przeciwników w solowym filmie jakiegoś herosa Cap B dla Flasha, Croc Gacka etc. Marvel zaczynał od totalnie nieznanych postaci dla widowni, która w nigdy komiksu nie czytała i jakoś radę dał. Człowiek żelazko czy facet z młotkiem nie brzmią imponująco a wyszło ok. No, ale Squad nie nadaje się na film, bo nie! Najlepiej zawalić całą pierwszą fazę DCEU w 90% solowymi orginami, którymi już każdy wymiotuje, bo na chwilę obecną filmów komiksowych jest tak dużo i często wychodzą, że ten koncept już dawno się przetarł, przerażał, ale wielu ma klapki na oczach bo w końcu jeden heros używa magii, a drugi walczy na ulicy.... no ale tak jest najbezpieczniej....
Rozumiem ze DC próbowało zbudować Uniwersum inaczej niż Marvel, ale moim zdaniem im się to nie udało. Mamy grupę zupełnie obcych nam bohaterów, dostajemy "wprowadzenie" trwające 20 minut i już mamy się do nich przywiązać? Praktycznie każdy z nich miał tam ze dwie sceny, z których jedna mówiła jednym zdaniem kim on jest a druga pokazywała jak siedzi w więzieniu. Po czymś takim trudno się zaangażować w ich poczynania, zrozumieć ich motywy itp. SS jest bardzo interesującym konceptem ale jako "któryś z kolei" film a nie raptem trzeci.