Dwugodzinny film nie może się składać z samych scen kluczowych! Muszą też być sceny spokojniejsze, lekko spowalniające akcję, sceny rozmów upstrzone na przykład dowcipem słownym. Widz musi mieć czas na ochłonięcie i uporządkowanie w głowie tego, co właśnie zobaczył, zanim akcja znów popędzi do przodu.
Tymczasem tu mamy prawie same sceny, w których ktoś na kogoś napada, ktoś strzela. A jeśli już gadanie - to takie rozstrzygające. Nieustanna SIEKANINA. Na dodatek prawie wszystko dzieje się w mroku zatem nie zawsze pokazane jest czytelnie. Przeciwko komu w zasadzie tu się walczy? Dalibóg - nie wiem. I jeszcze ta muzyka niemal nieustająca - mająca podwyższać napięcie. Efekt? Lekkie przynudzanie.
Na dodatek superbohaterowie są co najwyżej średniosympatyczni. Nie mam pojęcia co czyni ich nieśmiertelnymi i dlaczego Harley Quinn nie ma prawa zginąć, ale w zasadzie mało mnie ich los obchodzi.