Po obejrzeniu animowanej produkcji "Batman - atak na Arkham", stwierdzam, że jej samobójczy "bohaterowie" zjedliby na śniadanie ekipę z fabularnego "Legionu Samobójców" ;) W sumie według mnie tutaj tylko Quinn dawała radę (chociaż ta z animowanej wersji i tak była w 100 % lepiej wykreowana w swym wariactwie), a z reszty to wyszły takie pozytywne miśki, które nie wiadomo czemu nagle w środku filmu uznały się za rodzinę, chociaż nie czuć było między nimi żadnej chemii. Wprawdzie jeśli chodzi o komiksowe uniwersum, to jestem laikiem i znam jedynie tych najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli tego świata, ale myśląc o bandzie zakapiorów zmuszonych wbrew własnej woli do służenia rządowi, to widzę skład z "Ataku na Arkham". Potrafią być zabawni, ale z pewnością nie są sympatyczni. Zabijają niewinnych pracowników Arkham bez poczucia żalu, niezbyt przepadają za sobą no i cóż... zasadniczo są po prostu typami (i typiarami) spod ciemnej gwiazdy. Szkoda, że ten film tak ich wybielił. I żeby nie było - nie wystawiłem tak niskiej oceny wyłącznie dlatego, bo bohaterowie nie spełnili moich oczekiwań. Film po prostu mnie wynudził. Poza początkiem i Quinn, to dla mnie był jeden wielki ziew.
Ocena wydaje się trochę za niska, jednak nie mogę odmówić Twoim argumentom racji. Nie mam pojęcia kto wpadł na pomysł, by ze złoczyńców zrobić takich dobrych gości, którzy w sumie nie wiadomo dlaczego są w więzieniach. Tak naprawdę to są do rany przyłóż, ba nawet stwierdzają, że są rodziną! Szkoda, że na koniec nie padło zdanie w stylu "pokonaliśmy zło siłą naszej przyjaźni!" jak w jakiejś niezbyt dobrej kreskówce dla dzieci.