Jeden z niewielu filmów, w którym trudność sprawiła mi ocena bohatera/bohaterki. Czytając opis, z góry założyłam, że postać stworzona przez Kate Winslet będzie zimną nazistką, idealnie wpisującą się w stereotyp, a tu nic z tego. Po obejrzeniu pierwszych scen, kiedy to początek ma romans między Hanną a Michaelem, mimo że patrzyłam na nią przez pryzmat zbrodni, które popełniła w przeszłości, dostrzegłam w niej pierwiastek człowieczeństwa. Nie wywoływał on we mnie współczucia, nie usprawiedliwiał jej, ale sprawił, że pomyślałam o niej nie jak o zbrodniarce, ale człowieku, Kobiecie. Kobiecie pozbawionej wyraźnej subtelności i wrażliwości, ale wciąż będącej istotą ludzką. W każdym jej ruchu, każdym słowie dostrzegalny był chodzący za nią cień przeszłości, mimo to Michael, nieświadomy jej historii, pokochał ją, naznaczoną wyrokami, które wydała na ofiary. Do końca filmu, przez sceny erotyczne, proces i odsiadkę w więzieniu potępienie mieszało się z litością, obrzydzenie ze smutkiem. Świetnie zagrana rola, dobry film.