Młody chłopak spotyka przypadkowo kobietę. Gorący romans, który pomiędzy nimi wybucha zakończony zostaje przez niespodziewane zniknięcie kobiety. Po latach ich drogi krzyżują się ponownie. Ona jest oskarżona o uczestnictwo w oddziałach SS jako strażniczka w Auschwitz, on jest młodym adeptem studiów prawniczych przysłuchujący się procesowi. Ostatnimi laty całkiem sporo powstało obrazów których celem jest zrozumienie, a dosadniej mówiąc, usprawiedliwienie byłych hitlerowców: "Rosenstrasse", "Sophie Scholl - ostatnie dni", "Upadek", to wszystko filmy, które ciężar winy za okropności II Wojny Światowej próbują odsunąć od rzeczywistych sprawców. To jest w filmie istotne ale nie ten aspekt jest według mnie w opowiadanej historii najciekawszy. Z największym zainteresowaniem obserwuje się swoistą dekonstrukcję uczucia łączącego dwójkę bohaterów. Dla chłopaka romans to pierwsza prawdziwa miłość (jak się później okaże jedyna). To do tej kobiety porównywał będzie przyszłe swoje partnerki, to mieszanina miłości i odrazy do byłej SSmanki sprawią, że z żadną kobietą nie będzie już zdolny stworzyć zdrowego związku. Wszystko to dlatego, że jego uczucie od samego początku było bardzo niedojrzałe i samolubne z natury (bo pierwsze). Przez całe życie bohater będzie już miotał się pomiędzy współczuciem i zrozumieniem (dla ukochanej osoby) by jednak na końcu wybuchnąć obojętnością i chłodnym dystansem (ich wyobrażenia o sobie nawzajem, rozbiły się o ścianę rzeczywistości). Dla kobiety sytuacja ma się zgoła odwrotnie. Dla niej romans, to z początku tylko przelotna przyjemność, oderwanie myśli od dnia dzisiejszego a w szczególności od przeszłości. Po procesie zaczyna, łączące ją uczucie z chłopakiem idealizować, odkrywać na nowo. Jest to dla niej jak gdyby brzytwa którą chce za wszelką cenę uchwycić. Jednakże w końcu nie znajduje przebaczenia bez którego z ich uczucia pozostaje tylko odraza. Skłaniający do refleksji obraz na temat piętna wojny odciskającego się na wielu pokoleniach. Warto.